piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział II

Założyłam ulubione pilotki. Nie miałam zbytnich planów na dzisiaj, bo a) nie miałam mojego telefonu, b) mój chłopak praktycznie mnie olał i c) miałam skończyć pracę dopiero o 24. W sumie zbytnio mnie nie obchodziło, bo ten bezczelny uśmieszek chodził mi dalej po głowie. Dlaczego kobiety zawsze zakochują się w dupkach? Tfu. Ja się przecież wcale nie zakochałam. Chyba zbyt dużo straciłam krwi. Te niebieskie oczy i czarujący uśmiech… Koniecznie musze wyrzucić go z mojej głowy! Gdy byłam przy nim przez tą jedną chwilę bił od niego taki optymizm. Z jednej strony żałowałam, że nie zobaczę tego zniewalającego uśmiechu, ale na całe szczęście nie zobaczę już nikogo takiego, kto zdenerwuje mnie tak jak on. Mimo wszystko jestem prawie pewna, że już gdzieś widziałam tą twarz.
Postanowiłam, że odwiedzę moją kuzynkę. Dawno jej nie widziałam. Dokładnie 12 godzin temu. Musiałam z kimś o tym pogadać. A jedyną osobą, której ufałam w 100% była Claudia moja kuzynka. Nie to, że nie ufam Kathy, ale już raz ufałam za bardzo. W Polsce moja przyjaciółka od piaskownicy po prostu poszła sobie do moich wrogów, na legalu sobie z nimi gadała i przyjaźniła się. Jedyna Gośka próbowała mnie w tym uświadomić, ale ja jej nie wierzyłam. Przejrzałam na oczy, po tym jak mnie wyśmiała i odeszła z nimi. Gośka, jako jedyna do mnie przyszła i mnie pocieszyła. Jest taka kochana. Staram się codziennie z nią rozmawiać na Skype.
Poszłam do mieszkania Claudii, które mieściło się w centrum miasta. Podeszłam i waliłam jej w drzwi. Niestety nikt mi nie otwierał. Nie dowierzałam, bo Claudia zawsze o mniej więcej tej porze siedzi w domu i ukrywa się przed swoim byłym.
- Claudia otwieraj! Muszę ci coś powiedzieć! Natychmiast!
Nic. Zero odzewu.
- Claudia, no weź tu Oli, otwórz proszę.
Stawiałam, że jej sąsiadka patrzy się na mnie dziwnie ze swojego mieszkania przez judasza. Poczekałam jeszcze chwilę i odeszłam. Zaczęłam schodzić po schodach. Byłam już prawie na parterze, gdy wpadłam na genialny pomysł. Wbiegałam po dwa schody naraz i zaczęłam walić w jej drzwi ze zdwojoną siłą.
- Claudia wariacie otwieraj! Mam bilety na koncert 1D!
Jeśli to nie pomoże to już nie wiem, co wywabi ją z mieszkania. Drzwi automatycznie się otworzyły, a ja szybko wślizgnęłam się do jej mieszkania zanim zatrzasnęłaby mi drzwi przed nosem.
- Gdzie są bilety! – pyta podekscytowana kuzynka.
- Jakie bilety? – udaje niewiniątko.
- Nie udawaj głupiej.
- No bo, wiesz…
- Nie ma żadnych biletów prawda? Dzwoń po pogotowie!! Mam zawał!!
- Też się cieszę, że ciebie widzę kochana.
Przytuliłam ją.
- Czemu mi nie otwierałaś?
- Słuchałam muzyki na górze, robiłam coś twórczego, unikałam mojego ex. Schodziłam po coś do jedzenia usłyszałam One Direction i od razu otworzyłam. Wiesz, że cię nienawidzę?
- Też cię kocham!
- Chodź utopimy smutki w naszych ulubionych lodach. Co ty na to?
- Sounds great!
Zapowiadało się na fajnie spędzony koniec wieczoru. Uwielbiałam spędzać z nią czas. To było takie prawdziwe. Dawało namiastkę idealnego świata, w którym nie trzeba nikogo udawać.
Wyciągnęła mnie na London Eye. Kupiłyśmy nasze ulubione lody, które stały się tradycją. London Eye. Moje miejsce. Moja oaza spokoju! Ile ja już kasy wydałam na to. Gdy miałyśmy coś ważnego do obgadania, to było takie nasze miejsce.
Wsiadłyśmy. Za każdym razem, gdy tu byłam zapiera mi dech w piersiach. Minęły dwa lata odkąd byłam tu pierwszy raz, ale emocje temu towarzyszące nie zmieniły się. Londyn w godzinach szczytu. Nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi.
- No, na co czekasz? Opowiadaj!
I tak zrobiłam. Opowiedziałam jej o tym chłopaku-geju. Strasznie się tym podekscytowała! Jakby było, czym…
- Halo! Tu ziemia! Claudia! Mam chłopaka!
- Który cię totalnie zlewa.
- To nieprawda! To.. On… jest… zajęty… Tak zajęty!
- Oszukujesz sama siebie! Przejrzyj w końcu na oczy dziewczyno!
- Nie, Joe jest dobrym chłopakiem. Bardzo mi na nim zależy…
- I go kochasz?
- Ja… Ja…
- No właśnie!
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam! – powiedziałam zdesperowana.
- Bo o tym się nie myśli kochanie. To się po prostu czuje.
- Ale…
- To w takim razie, gdzie on jest ten twój książę z baki?
- Pojechał daleko…. – powiedziałam rozmarzona.
- Podobało ci się to! – krzyknęła z podniecenia moja kuzynka.
- Ale co?
- No wiesz!
- Nie, nie wiem.
- To, że ktoś się tobą zainteresował, czego widocznie twój chłopak nie robi.
- To nie prawda! Joe się mną interesuje.
- Tak? To gdzie on jest, bo jakoś go tu nie widzę?
- Cla! Dlaczego tak go nie lubisz?! – zapytałam z wyrzutem.
- Bo wiem, że rani osobę, którą kocham i nie mogę nic z tym zrobić.
- Ale on mnie nie krzywdzi!
- Jak to nie Oli? Codziennie słyszę od ciebie, że ma cie gdzieś albo nie ma czasu!
- To…
- Przestań pieprzyć! Sama w to nie wierzysz!
- Claudia, ale….
- Na nim się świat nie kończy kochanie! Chodź tu do mnie – powiedziała i mnie przytuliła.
- Dlaczego go tak nie lubisz? – zapytałam po chwili.
- Bo to dupek. – Zamyśliła się. – Nieważne. Mam swoje powody.
Nagle zrobiło się cicho w pokoju. Na jej twarz wpłynął niepewny uśmiech, który po chwili przerodził się w grymas. To nie wróżyło nic dobrego i oznaczało, że nie mam nawet, o co pytać. Bez słowa przytuliłam ją. Stałyśmy tak przez dłuższą chwilę. Czułyśmy się bezpiecznie w swoich ramionach. Poczułam jak Claudia wyciąga coś z tylnej kieszeni moich spodni.
- Co to?
- Nie wiem, ale zaraz się dowiemy! – pisnęła z podniecenia. Chciałam wyrwać jej kopertę, ale była szybsza. Ganiałam się z nią przez chwilę.
- Dobra poddaje się – powiedziałam i podniosłam ręce w geście poddania.
- O MÓJ BOŻE – powiedziała do mnie.
- Co? Daj to! – powiedziałam i wyrwałam jej kartkę.
Prześledziłam wzrokiem niezgrabne literki.
‘Cześć! Pewnie zastanawiasz się, gdzie jest twój iphon. Tak się złożyło, że mam go. Znalazłem go na stoliku i nie chciałem, żeby ktoś ci go ukradł. Spotkajmy się jutro o 17. London Eye. Szukaj klauna z niebieskim balonikiem. ’
- Co to ma do cholery być? Nie dość, że koleś ukradł mi telefon, to jeszcze chce wyłudzić spotkanie? Niedoczekanie.
- Jesteś pewna? – zapytała.
- Tak.
- Może to TEN koleś?
- Jaki? – zapytałam głupkowato.
- No TEN!
Poczułam jak na moją twarz wpływa delikatny uśmiech.
- Nie proszę cię. On już o mnie zapomniał, jak wszyscy zresztą…
- O tobie nie można zapomnieć! Nie ma drugiego takiego uśmiechu!
- Naprawdę nie musiałaś!
- Pójdziesz jutro…? – spytała z nadzieją.
- No nie wiem – przygryzłam dolną wargę.
- Sprawdź, może szczęście ci dopisze!
- To nie loteria. – pomyślałam przez chwilę – Nie! Nie pójdę i już! Nie dam się szantażować jakiemuś dupkowi!
- Twoja decyzja. Żebyś potem nie żałowała!
- Dobrze.
Zapatrzyłam się na Słońce zachodzące nad Londynem. Muskające budynki swoimi ostatnimi promieniami. Myślałam o pragnieniach. Po raz pierwszy od dłuższego czasu myślałam o sobie. Wiecznie zajęta byłam problemami innych ludzi. Zaniedbałam siebie. Tylko, czego ja właściwie chce? Czego pragnę? Nie jest to życie, o jakim zawsze marzyłam. Nikt nie mówił, że będzie pięknie i kolorowo. Czas na London Eye dobiegł końca. Pora wracać do domu. A rano wzejdzie słońce i nastanie szara rzeczywistość.
Wróciłam do domu. Ogarnęłam się i od razu wskoczyłam do łóżka. Oglądałam przygłupie seriale dla nastolatków. Widocznie musiałam zasnąć, bo gdy się obudziłam TV nadal grało. Joe nie było. Musiał przyjść późno w nocy i wyjść wcześnie rano. Wstałam z łóżka i rozglądnęłam się po sypialni. Nie było żadnego śladu jego obecności. Nie wrócił na noc? To się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Świetny mi chłopak! Byłam tym wszystkim zmęczona. Tym życiem bez celu, pozbawionym marzeń i radości. Ubrałam się i w podłym nastroju poszłam zrobić sobie śniadanie. Chciałam sprawdzić, czy nikt do mnie nie dzwonił. Rozglądałam się za telefonem, jednak po chwili przypomniało mi się, że ten dupek mi go ukradł! Może powinnam zmienić numer?
Tak się zamyśliłam, że przypaliłam mleko. Świetny początek dnia. Po nieudanym śniadaniu weszłam na komputer i rozmawiałam z Goś na Skype. Nie wiem, ile czasu minęło. Miałyśmy sobie tyle do powiedzenia, że na pewno zajęło nam to sporo czasu.
Zmęczona samotnością, wyszłam z domu i poszłam na spacer. Nie zwracałam uwagi na okolicę. Nogi przywiodły mnie ku London Eye. Potrzebowałam chwili wytchnienia od tego wszystkiego. Czy moje życie ma jakiś sens w ogóle? Sama chciałabym wiedzieć. Big Ben wybił właśnie godzinę 17, gdy znalazłam się w zasięgu London Eye. Wiadomość. 17. Klaun. Niebieski balon. Déjà vu? Na myśl przyszedł mi liścik. Czy to przeznaczenie, że przyniosły mnie tu moje nogi, czy tylko wewnętrzne pragnienie?
Rozejrzałam się. Tu było, co najmniej z 15 takich klaunów. Myśl Ol, myśl! Bingo! Dostrzegłam jednego, jedynego klauna, który mógłby się wydawać tym najbardziej upragnionym. Wysiadał właśnie z London Eye. Na oko oceniłam, że przejście dystansu dzielącego mnie od London Eye zajmie mi około 5 minut piechotą. Więc rzuciłam się biegiem w stronę wagonika. Przedzierałam się przez tłum ludzi, których jak na złość robiło się coraz więcej. Spojrzałam w tamtą stronę. Została mi minuta, zanim będzie za późno. Przyśpieszyłam tak, jakbym przed chwilą wypiła z 7 Red Bulli. W ostatniej chwili, zdyszana wbiegam do wagonika. Rozglądam się – nikogo nie ma. Zawiedziona podchodzę do barierki. Spoglądam na Londyn, gdzie wszyscy udają się na Tee Time. Na początku czułam złość, ale zaraz po tym pojawiło się uczucie przygnębienia. Stanęłam tyłem do miasta i spuściłam wzrok.
Zaciskałam oczy i próbowałam się nie rozkleić. Łapałam duże hausty powietrza. Mało się nim nie zakrztusiłam, gdy zobaczyłam białe buty na ziemi. Szybko podniosłam wzrok w górę i próbowałam się nie uśmiechać. Stał tam brązowowłosy chłopak i śmiał się od ucha do ucha, jakby wiedział, co się ze mną właśnie działo. Uśmiechnęłam się nieśmiało, jednak po chwili przybrałam postawę wojowniczki.
- Ty…
- Też miło cię widzieć piękna – powiedział czarująco. Próbowałam zatrzymać pozory opanowania, jednak w środku po prostu się rozpływałam. Arrr, jak ten chłopak na mnie działa. – Jestem L…
- Nie obchodzi mnie, kim jesteś. Oddaj mi mój telefon! Sorry, jesteś ZŁODZIEJEM!
- Tak, mam go ze sobą. Zobacz jak się dziwnie złożyło – powiedział i wyszczerzył swoje perłowe zęby w równym uśmiechu. – Nie nazywaj tego tak wulgarnie. Tylko nie chciałem, żeby ktoś go ukradł – powiedział niewinnie.
- Nazywam rzeczy po imieniu, a teraz oddaj mi go z łaski swojej.
- A co za to dostanę?
- Kopa w dupę.
- Szantażujesz mnie? – zapytał z uśmiechem.
- Może – spojrzałam na niego wymownie.
Koleś jak gdyby nigdy nic podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać. Na początku udawałam, że mnie to nie rusza, jednak po chwili nie mogłam już wytrzymać i śmiałam się jak opętana! Nim się obejrzałam leżałam na ziemi ze śmiechu.  Mój brzuch dosłownie pękał ze śmiechu.
- Dobra, hahahahahahhaha, dobra. Poddaje hahahahahah się! – wyjęczałam.
- Co mówisz? – zapytał i nie zaprzestawał tortur.
- Poddaje się hahahahhaha, tylko przestań!
- Nie wierzę ci! – wystawił język.
- Dam ci wszystko, co chcesz!
- hm, niech pomyślę. Tylko co ja bym chciał? – zastanawiał się.
- Wszystko, hahahahhaha, tylko przestań!
- Ale ja nie wiem co bym chciał! – powiedział jak rozkapryszone dziecko, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
- hahahah, bo zaraz umrę , hahahahaha i nie dostaniesz nic, hahahahahahhaha.
- Dobra przekonałaś mnie.
Wstał ze mnie i podał mi rękę. Jednym zgrabnym ruchem wstałam. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Nastała między nami niezręczna cisza.
- Znowu wyglądamy identycznie. – Widocznie musiałam wyrwać chłopaka z zamyślenia, bo przez chwilę spoglądał na mnie nieobecnym wzrokiem. Potem powoli przesunął wzrok po moim ciele. Obydwoje mieliśmy białe trampki, beżowe spodnie i granatowo-pomarańczowe koszulki w paski.
- Widocznie mamy takie samo poczucie stylu – odpowiedział i uśmiechnął się.
- Więc? – zapytałam.
- Więc, co?
- Co mam ci dać w zamian?
- Zobaczysz – powiedział tajemniczo – Mamy jeszcze trochę czasu – flirtował ze mną!
Zarumieniłam się.  Zrobiło się cicho. Powietrze zrobiło się gęste. Odwróciłam się tyłem do niego, spoglądając na Londyn.
- Jak długo tu mieszkasz? – jego głos lekko musnął moje ucho, a mnie przeszły przyjemne ciarki.
- Od dwóch lat – powiedziałam starając się kontrolować mój głos.
- Nigdy nie widziałem piękniejszego uśmiechu.
Spuściłam wzrok w odpowiedzi.
- Przesadzasz – wymamrotałam. – Widzisz tysiące dziewczyn dziennie.
- Ale nigdy nie widziałem takiej wyjątkowej.
Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. Żałowałam, że nie mogłam zapaść się pod ziemię. Próbowałam się rozluźnić, jednak obecność tego chłopaka peszyła mnie.
Na całe szczęście chłopak rozładował atmosferę swoimi żartami i po chwili śmiałam się razem z nim. Przyznaję, że jest dość sympatyczny, co nie oznacza wcale, że nie uważam go już za dupka. Chłopak pokazał mi swoje ulubione miejsca w Londynie. Dowiedziałam się o nim sporo rzeczy. Ja też nie pozostawałam mu dłużna.
Gdy zbliżaliśmy się do końca przejażdżki zapatrzyłam się na Londyn. Chłopak obrócił mnie tyłem do miasta, także stałam przodem do niego. Oparł ręce o barierkę.
- To czekam na moją nagrodę – powiedział i wyszczerzył się do mnie.
- Na co? – udawałam głupka i trochę grałam na czas.
- Nagrodę! Przecież obiecałaś!
- Nie ma żadnej nagrody –wystawiłam język. Jednak po chwili pożałowałam swoich słów, bo chłopak zaczął od nowa łaskotanie.
- Okej, hahahaha, okej. Hahaha Oto ona – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Myślisz, że jeden uśmiech wystarczy?
- Ale za to jaki uśmiech!
- Muszę przyznać, że jest naprawdę piękny, ale szkoda mi będzie pozbyć się takiego iphona.
- Czyżbyś się licytował? Co chcesz w zamian? – zapytałam z niechęcią.
- Buziaka.
- Nie, sory koleś, jestem już zajęta.
Widocznie spochmurniał, ale po chwili uśmiechnął się, jakby wymyślił coś genialnego.
- Jeden mały pocałunek nic nie znaczy! Przyjacielski.
- Ale jednak może uchodzić za zdradę!
- Czego oczy nie widzą temu sercu nie żal – powiedział. Miał rację, ale ja nie jestem taka. Nie dam się omamić jakiemuś dupkowi!
- Dla ciebie też on nic nie znaczy?
Wyraźnie się zmieszał przez chwile.
- Dobra, już tak nie myśl, bo cię główka rozboli – powiedziałam z politowaniem.
Nachyliłam się i musnęłam ustami jego policzek, ale koleś sprytnie przesunął się tak, że teraz całowałam go prosto w usta. Dziwiłam się, że jeszcze stoję, bo rozpływałam się pod wpływem tego pocałunku. Mój brzuch oszalał, jakbym trzymała tam stado motyli. Na początku byłam w szoku. Jednak podobało mi się to. Wtedy nie liczył się żaden Joe. Liczyło się tylko Tu i Teraz. Głos w kabinie oznajmił, że już pora wysiadać. Odskoczyłam od chłopaka, a on otworzył powoli oczy. Zobaczyłam jak jego długie rzęsy rzucają cień na jego policzki. Na jego usta wpłynął uśmiech wart kilku milionów dolarów. Rzuciłam się biegiem przed siebie, byle jak najdalej od tego miejsca. Miejsca mojej zdrady. Miejsca, gdzie może wszystko zacznie się od nowa? Nowe, lepsze życie?
Włożyłam ręce do kieszeni. Pod palcami poczułam przyjemną wibrację, a na twarz wpłynął mi uśmiech.

1 komentarz: