Siedziałam na fotelu blisko okna i spoglądałam na krajobraz
rozciągający się przede mną. Na dworze panowała atmosfera, która była niemal
przesycona szczęściem. Ludzie przechadzali się trzymając się za ręce, jakby grali,
w co najmniej w jakiejś komedii romantycznej. Rozdawali wszystkim uśmiechy, aż
po chwili zaczęło mnie mdlić od tego szczęścia. My ponny pukes rainbow.
Zdecydowanie. Czy cieszyła ich ta przeklęta jesienna aura czy szarość i
ponurość rozciągające się przed tobą, gdy tylko wyjrzałaś za okno? To wszystko
przez miłość. Ona była przyczyną wszystkiego. To, że ich ukochana osoba była
przy nich i to, że mogli dzielić wszystko na pół. Nie ważne czy to było coś
dobrego czy złego.
Dlaczego moje życie nigdy nie było usłane różami? Na
początku wszystko jest idealnie, więc dlaczego potem coś sprawia, że jest nie
tak? Na końcu i tak cierpię ja i moje małe serce. Czy o tak wiele proszę? Czy
trochę miłości to zbyt wiele? Może sobie niczym na nią nie zasłużyłam. Chcę
zwykłego chłopaka, który sprawi, że poczuje się jedyną dziewczyną na świecie.
Każdy kogoś kocha, bo czym byłby świat bez miłości. Dlaczego
to takie zawiłe uczucie? Czy nie można po prostu kogoś kochać bez względu na
wszystko? Dlaczego zawsze jest jakieś „ale”? Już dawno pogubiłam się w swoich
uczuciach. Nie odróżniałam miłości od zauroczenia. Cały czas obecny był przy
mnie ten wszechogarniający smutek, który sprowadzał mnie na ziemię. Miałam
pustkę w głowie. Co powinnam zrobić? Już raz postawiłam na serce i jedyną
pozytywną rzeczą było poznanie Lou. Co jeśli następnym razem będzie tak jak z
Joe? Może tym razem warto postawić na rozum? Nie wiem. Pokręciłam głową ze swojej bezradności.
Coś w środku mówiło mi, że Louis nie jest dla mnie dobrym
wyborem. Mathhew był na pewno rozsądniejszym wyborem. Bardziej realnym. Dawał
imitację stałości, może większego bezpieczeństwa? Tego, że to, co jest między
nim, a mną może przetrwać dłużej. Nie żeby coś tam było oprócz powietrza.
Ale chłopak wydawał się miły. Opiekuńczy. Odprowadził mnie
do domu i nie wykorzystał mnie, co w dzisiejszych czasach jest plusem. Mimo wszystko,
jaki by złoty nie był, nie znałam go za długo. Ale przecież to kuzyn Nialla,
więc mogę mu zaufać prawda? Jednak to, co mówił Lou… Powinnam mu wierzyć? A
może mówił to tylko, dlatego, żeby pozbyć się konkurenta. Nie, Tommy taki nie
jest. Chyba.
Może i Louis jest mi bliski, ale czy to od razu oznacza
miłość? On wydaje się być bardzo podobny do mnie i nie chodzi tu o sposób
ubierania się. Miłość to takie wielkie słowo. Ale co z tego? Jest, jaki jest i
nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał go zmienić. To nie miało znaczenia, że
łączyło nas kilka rzeczy. Co z tego, skoro dzieliła nas milowa przepaść? Jego
wypowiedziane słowa bolały bardziej niż mogłabym przypuszczać. Zostawiły małą
rysę na moim sercu, która prędko nie zniknie. Jego fani, którzy czyhaliby na
mnie i na każde moje poślizgnięcie. Połowa z nich miałaby zamiar zadźgać mnie
nożem przy pierwszej lepszej okazji. Szanuje jego fanów, ale wiem, jaka jest
prawda. Czy wytrzymałabym te wszystkie złośliwości wymierzone w moją osobę?
Kolejna rzecz to paparazzi. Nie chciałam nigdy być obiektem zainteresowania
mediów, a bycie z Lou w związku byłoby z tym równoznaczne. Nie zniosłabym tej
presji, która spoczywałaby na moich barkach. Nigdy nie chciałam robić tego, czego
inni ode mnie oczekują ani nie chciałam robić niczego pod publikę. Jedyne,
czego pragnęłam to bycie sobą, a to w takiej sytuacji byłoby to niemożliwe. I
tak dziwie się, że te hieny cmentarne nie odkryły domu, w którym mieszają
chłopcy.
Poza tym Lou to gwiazda. Nie chciałam być kolejną jego
zdobyczą. Co jeśli zostawi mnie po kilku miesiącach, bo mu się znudzę, bo
znajdzie kogoś innego? Co jeśli wtedy będę nic nieznaczącą Oliwią bez domu nad
głowa i bez przyjaciół? Wyłącznie ze wspomnieniami zalewającymi moją głowę i
smutkiem w sercu.
Poza tym Lou nie zasługiwał na kogoś takiego jak ja. Jestem, jaka jestem, nie oszukujmy się.
Potrafię być zimną suką bez uczuć, jak to określił Tomlinson. Byłam uparta i
nie dałam sobie niczego narzucać. Nie lubiłam kompromisów i moje musiało być na
wierzchu.
Musiałam się na kogoś zdecydować, a moją odwieczną wadą było
to, że nie potrafiłam decydować. Wybór jednego mógł się równać ze stratą
drugiego.
Obecność Lou nie pomagała w podjęciu decyzji. To, co dla
mnie zrobił. To jak na mnie patrzył, co przyprawiało mnie o miękkie kolana i
rumieńce na twarzy. Boże jak on na mnie działał. To powinno być zabronione!
Jego głos przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, a jego oddech i pocałunki na
moim ciele doprowadzały mnie do szału.
Odwróciłam się. Lou słodko spał na środku łóżka pogrążony w
błogiej nieświadomości. Jego włosy przyklapły sprawiając, że nabrał wręcz
mistycznego wyglądu. Przekrzywił lekko głowę, a na jego usta wpłynął błogi
uśmiech. Uśmiechnęłam się na siebie. Ile ja bym dała, żeby mieć taki widok na
co dzień? Serce podpowiadało „co ci szkodzi?”, jednak rozum stanowczo
zaprzeczał.
Wstałam i podeszłam do okna. Ponownie spojrzałam na
rozciągający się widok. Czy te pary muszą się tak afiszować z tą swoją całą
gówno wartą miłością? Ja rozumiem, młodzi, kochają się, ale czy muszą sobie
pchać łapy pod koszule na każdym kroku? Bo moim zdaniem to już przesada. Po
części zazdrościłam im tej miłości. Tego uczucia, którym dzielili się z
wszystkimi, tej wolności, szczęścia i młodzieńczej naiwności.
Czasami uwielbiałam wstać rano i gdybać. Rozważać różne
możliwości sytuacji, które się nigdy nie wydarzą. Co by było gdybym nie
wyjechałabym z Polski? Czy tak byłoby lepiej dla wszystkich?
Wtedy pewnie dalej siedziałabym sama w wielkim domu nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Rodzice byli zbyt zapracowani, by pamiętać, że mają córkę. Dziwiło mnie to, gdy raz na ruski rok przychodzili do domu by zjeść obiad, bo przeważnie wychodzili wcześnie, a wracali, kiedy już spałam. Czy tak wygląda szczęśliwa rodzina? Zdecydowanie nie. Ludzie zawsze myślą, że jak ktoś jest bogaty to ma życie usłane różami. Nikt nie myśli o tym, że aby wieść takie życie to trzeba na nie zapracować, a to oznacza brak życia rodzinnego czy prywatnego. Moi rodzice zamieniali się powoli w maszynę do zarabiania pieniędzy. Zdecydowanie mogłam stwierdzić, że byli dla mnie obcymi ludźmi. Westchnęłam cicho przypominając sobie wszystkie ważne dla mnie dni. Urodziny, ukończenie szkoły, dostanie się na studia, święta. Przeżywałam je sama. Obok mnie nie było nikogo, z kim mogłabym się tym podzielić. Samotna łza spłynęła po moim policzku, a po niej następna. Czasami miałam po prostu ochotę nie istnieć. Ale wtedy nie poznałabym Louisa, który teraz słodko spał. Masz pięknego chłopaka u boku jeszcze, przez co najmniej 9 godzin. Wykorzystaj to. Nie rozumiem siebie. Nie potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Tymczasem łzy zabrały mi pole widzenia. Przez moje ciało przeszedł spazm, a ja starałam się uspokoić oddech.
Wtedy pewnie dalej siedziałabym sama w wielkim domu nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Rodzice byli zbyt zapracowani, by pamiętać, że mają córkę. Dziwiło mnie to, gdy raz na ruski rok przychodzili do domu by zjeść obiad, bo przeważnie wychodzili wcześnie, a wracali, kiedy już spałam. Czy tak wygląda szczęśliwa rodzina? Zdecydowanie nie. Ludzie zawsze myślą, że jak ktoś jest bogaty to ma życie usłane różami. Nikt nie myśli o tym, że aby wieść takie życie to trzeba na nie zapracować, a to oznacza brak życia rodzinnego czy prywatnego. Moi rodzice zamieniali się powoli w maszynę do zarabiania pieniędzy. Zdecydowanie mogłam stwierdzić, że byli dla mnie obcymi ludźmi. Westchnęłam cicho przypominając sobie wszystkie ważne dla mnie dni. Urodziny, ukończenie szkoły, dostanie się na studia, święta. Przeżywałam je sama. Obok mnie nie było nikogo, z kim mogłabym się tym podzielić. Samotna łza spłynęła po moim policzku, a po niej następna. Czasami miałam po prostu ochotę nie istnieć. Ale wtedy nie poznałabym Louisa, który teraz słodko spał. Masz pięknego chłopaka u boku jeszcze, przez co najmniej 9 godzin. Wykorzystaj to. Nie rozumiem siebie. Nie potrafię cieszyć się z małych rzeczy. Tymczasem łzy zabrały mi pole widzenia. Przez moje ciało przeszedł spazm, a ja starałam się uspokoić oddech.
Poczułam ciepłe ramiona, które delikatnie owinęły się wokół
mojej talii przyciągając mnie do siebie. Uśmiechnęłam się przez łzy. Jego
oddech muskał moją szyję przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.
- Dzień dobry – wyszeptał zachrypniętym głosem prosto do
mojego ucha. Przez całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Cześć Lou – odpowiedziałam cicho wdychając jego zapach,
który doprowadzał mnie do szaleństwa.
Nie spodziewałam się tego, że chłopak powoli odwróci mnie do
siebie. Pospiesznie spuściłam głowę wpatrując się w nasze bose stopy, które
wydały mi się nadmiar interesujące. Tommy delikatnie uniósł mój podbródek i
spojrzał w moje szare, zapłakane oczy.
- Oliwia? – zapytał zszokowany. Pospiesznie wytarłam łzy.
- Tak? – odpowiedziałam uciekając wzrokiem na wszystkie
możliwe strony.
- Co się stało?
- Nic takiego. To tylko…. Wspomnienia.
Boo Bear nic nie odpowiedział, tylko przytulił mnie do
siebie i trzymał w objęciach dopóki się nie uspokoiłam.
Przez cały czas Lou był czarujący. Zjedliśmy razem
śniadanie, śmiejąc się z wszystkiego wokół. Takiego Tommy’ego lubiłam
najbardziej. Louisa Tomlinsona, który był sobą. Nawet nie zauważyłam, kiedy
nadszedł czas powrotu. Szatyn włączył
pierwszą lepszą stację i ruszył z piskiem opon w drogę powrotną.
W pewnym momencie udzielił mi się dobry humor Louisa i
zaczęłam nawet nucić przypadkową piosenkę. Chłopak spoglądał na mnie, co jakiś
czas uśmiechając się ciepło. Wyciągnęłam
telefon z torebki, który chcąc nie chcąc wypadł mi z rąk prosto na podłogę.
Miałam na sobie dość krótką sukienkę, która podkreślała moje atuty, a nawet
optycznie powiększała mój biust. Odrzuciłam włosy do tyłu i pochyliłam się
szukając komórki na wycieraczce. Zauważyłam wzrok Lou na moich piersiach.
- Widziałam – rzuciłam, podnosząc z podłogi moją zdobycz.
Chłopak momentalnie zaczerwienił się, odwrócił głowę i
zaczął nucić piosenkę lecącą w radiu. Postanowiłam trochę się z nim podroczyć.
Gdy upewniłam się, że ponownie na mnie zerka delikatnie i
„przypadkiem” zahaczyłam dłońmi o rąbek mojej sukienki i podwinęłam ją do góry
ukazując kawałek zgrabnych nóg.
Szatyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem, wybałuszając oczy
i zaciskając usta w cienką linię. Udawałam, że tego nie widzę i przejechałam
dłońmi po włosach kreśląc linię od szyi do nóg.
- Oliwia – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Słucham Lou? – odparłam melodyjnie zwracając się do niego.
- Nie pomagasz – zacisnął dłonie na kierownicy.
- Nie wiem, o czym mówisz Louis.
Chłopak zatrzymał samochód z piskiem i odwrócił się twarzą
do mnie.
- Oli, błagam zabierz te swoje diabelskie rączki i połóż je
na swoich pięknych długich nogach. Proszę nie kuś mnie, żebym zrobił coś, czego
będę żałować – jęknął.
- A co z tego będę miała?
- Satysfakcję.
- To mi nie wystarcza.
- Dooobrze, a co byś chciała?
Przez chwilę zastanawiałam się rozważając możliwe opcje, po
czym odparłam:
- Buziaka – i nadstawiłam usta w jego stronę.
Poczułam jego oddech na swojej skórze, który ponownie
doprowadził mnie do palpitacji serca. Jego usta delikatnie musnęły mój
policzek. Spojrzałam na niego urażonym wzrokiem, a potem naburmuszyłam się jak
dziecko w przedszkolu. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, by po chwili
wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam usypiana jego melodyjnym
śmiechem.
Louis obudził mnie dopiero, gdy dojeżdżaliśmy do domu.
Przeciągnęłam się, obdarowując go przelotnym uśmiechem.
- Jak się spało? – zapytał cicho.
- Nawet dobrze – odrzekłam ziewając.
Gdy tylko samochód stanął pod domem wyleciałam z niego jak z
procy odprowadzana zdziwionym spojrzeniem szatyna. Wleciałam do domu robiąc
przy tym ogromny hałas.
- Gdzie on jest? – krzyknęłam w kierunku zdziwionego Zayna.
Chłopak raptownie podskoczył przerywając oglądanie filmu i wysypując prażoną
kukurydzą na ziemię.
- Co? Kto? Jak? Kiedy?
- Styles! Gdzie jest Styles? Niech ja go tylko dorwę w swoje
ręce!
- Harry?
- Nie, święty Mikołaj. Mów gdzie on jest!
- Jeśli chodzi o
Mikołaja to zapewne zaprzęga swoje Renifery do sani, a Styles wyszedł jakieś
pół godziny temu na wywiad.
- Ten to też wiedział, kiedy miał wyjść – odrzekłam opadając
na kanapę obok Zayna, wtulając się w jego lewy bok. – A Niall i Liam?
- W kinie.
- Czyli jesteśmy w trójkę w domu.
- Imprezka?
- Nie dzisiaj. Zapomnij. Lo… to znaczy Tomlinson prowadził
prawie 18 godzin w ciągu doby, więc myślę, że to niezbyt dobry pomysł.
- Od kiedy ty się tak… A zresztą, nieważne.
- A ty, co będziesz wieczorem robił?
- Nie wiem, coś epickiego, zobaczy się.
Wciągnęłam się w głupią komedię, która dzięki Mulatowi
stawała się jeszcze śmieszniejsza. Co jakiś czas rzucałam spojrzenia w kierunku
Louisa, który krzątał się po domu.
-----------------------
Życie jest niesprawiedliwe. Matka chce, żeby ta niska ciemnooka szatynka została lekarzem. Czy ona nie rozumie, że ta mała osóbka nie tego pragnie? Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową wspominając słowa wypowiedziane przez jej rodzicielkę. „Nie ma tu dla ciebie miejsca. Dopóki nie zostaniesz lekarzem nie wracaj, zrozumiałaś?” – odbijało się to w uszach biednej brązowowłosej zostawiając szramy na jej malutkim sercu. Czy nie powinna być wspierana przez matkę, by robiła to, co kocha? Widocznie jej rodzicielka niezbyt rozumiała swoje dziecko i pragnęła jedynie zaspokoić swoje potrzeby. Szatynka szła rozglądając się po wielkim, dotąd nieznanym dla niej Londynie. Kolejny raz westchnęła ocierając samotną łzę spływającą po jej zaróżowionym policzku. I tak wylądowała w Londynie. Pracuje za marne pieniądze w pobliskiej knajpce, by zarobić na wymarzone studia malarskie. Ledwo wiąże koniec z końcem, ale nikogo to jakoś nie obchodzi. Nawet ojciec, który tak bardzo ją kochał, raptem zapomniał o niej wciągając się w wir zajęć, by tylko uciec przed terroryzmem szerzonym przez matkę.
Życie jest niesprawiedliwe. Matka chce, żeby ta niska ciemnooka szatynka została lekarzem. Czy ona nie rozumie, że ta mała osóbka nie tego pragnie? Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową wspominając słowa wypowiedziane przez jej rodzicielkę. „Nie ma tu dla ciebie miejsca. Dopóki nie zostaniesz lekarzem nie wracaj, zrozumiałaś?” – odbijało się to w uszach biednej brązowowłosej zostawiając szramy na jej malutkim sercu. Czy nie powinna być wspierana przez matkę, by robiła to, co kocha? Widocznie jej rodzicielka niezbyt rozumiała swoje dziecko i pragnęła jedynie zaspokoić swoje potrzeby. Szatynka szła rozglądając się po wielkim, dotąd nieznanym dla niej Londynie. Kolejny raz westchnęła ocierając samotną łzę spływającą po jej zaróżowionym policzku. I tak wylądowała w Londynie. Pracuje za marne pieniądze w pobliskiej knajpce, by zarobić na wymarzone studia malarskie. Ledwo wiąże koniec z końcem, ale nikogo to jakoś nie obchodzi. Nawet ojciec, który tak bardzo ją kochał, raptem zapomniał o niej wciągając się w wir zajęć, by tylko uciec przed terroryzmem szerzonym przez matkę.
Skarciła się w myślach za tak negatywne nastawienie. Ręce
marzły jej na tym listopadowym powietrzu, jednak ona nic sobie z tego nie
robiła i dalej trzymała pod pachą teczkę ze swoimi rysunkami, nad którymi tak
usilnie pracowała w przeciągu kilku ostatnich godzin. Przepychała się po
zatłoczonym chodniku. Nikogo nie obchodziło to, że może przez pomyłkę gniecie
jej prace, bo każdy zauważał jedynie czubek własnego nosa. Szła, jednak po
chwili potknęła się na sznurówce własnego buta. Przeklęła cicho i schyliła się,
żeby go zawiązać. Wstając zauważyła wielki banner kina. Przerzuciła okiem po
propozycjach granych w tym tygodniu. Z plakatu uśmiechał się do niej Jim
Carrey. Od razu wróciła myślami do Aca Ventury, który zawsze powodował u niej uśmiech na twarzy.
Przeszukała kieszenie płaszczyka, a potem spodni, aż znalazła odpowiedni
banknot. Zawahała się, jednak po chwili przeciskała się między samochodami w
kierunku kina. Westchnęła i nacisnęła klamkę. Poczuła, że coś ciężkiego wpada
na nią i zwala ją z nóg. Z rąk posypały się jej rysunki. Z bezradnością
spojrzała na prace, które właśnie były deptane przez nieuważnych przechodniów.
Wstała i rzuciła mordercze spojrzenie sprawcy tego
zdarzenia, który zdawał się tego nie zauważać. Zacisnęła dłonie w pięść, jednak
to nie przyniosło jej żadnej ulgi. Schyliła się, by zebrać rozrzucone rysunki.
Przyglądała się każdej pracy z uwagą, starając się oszacować szkody. Kilka z
nich nie nadawały się już do niczego. Ostatni rysunek leżał poza zasięgiem jej
wzroku. Rozglądała się wokoło. Klasnęła cicho w dłonie, gdy dostrzegła pracę.
Wychyliła się i już prawie dotykała rysunek, gdy jej palce natrafiły na coś
ciepłego. Podniosła zdziwione oczy i spojrzała prosto w brązowe oczy wpatrujące
się w nią. Wstała równo z chłopakiem. Każdy z nich trzymał jeden róg obrazka.
- To chyba twoje - wyszeptał wpatrując się w jej
ciemnoniebieskie oczy.
Szatynka spuściła wzrok, a na jej policzki wystąpiły dwa
rumieńce.
- Tak w istocie to..- zaczęła jednak chłopak jej przerwał.
- To jest piękne, sama rysowałaś?
- Taaak, w zasadzie...uhm.. Ja- plątała się.
- Jestem Liam - powiedział podając jej rękę.
- Ja jestem Li.. - Nie dokończyła, bo coś twardego walnęło w
jej ramię, a mianowicie były to przeszklone drzwi.
- Liam - rozbrzmiał głos za jej plecami - Sorry - odrzekł
zwracając się do szatynki - Idziemy? Bo film się zaraz zacznie, a ja nie
potrafię się zdecydować czy chce popcorn średnio czy mocno solony.
Dziewczyna odwróciła się i dostrzegła chłopaka, który chwilę
temu tak bezdusznie potraktował jej prace.
- Idź dogonię cię - odrzekł brązowooki. - Więc jak ci na
imię?
- Li..
- Liam, chodź wreszcie. Czekam już wieki na ciebie, a powoli
zaczynam robić się głodny.
Zazgrzytałam zębami. Koleś przystopuj, nie widzisz, że
przeszkadzasz? - Miała ochotę mu powiedzieć jednak w ostatnim momencie ugryzła
się w język.
- Miło było cię poznać - odrzekł chłopak podając jej
rysunek, uśmiechając się i odchodząc w kierunku tego blond-idioty.
- Miło było - rzuciła. Odczekała chwilę, aż wejdą na salę i
dopiero wtedy przekroczyła próg kina.
Kupiła bilet na „Pan Popper i jego pingwiny”. Stała w
długiej kolejce po popcorn zastanawiając się, czy ten film przebije jej
ulubionego Ace Venturę. Ludzie przed nią
po piętnaście razy zastanawiali się, jaki rodzaj popcornu wybrać. Ludzie
przecież to tylko popcorn to nie zmieni waszego życia – myślała wzdychając ze
złością i ściskając pozostałości swoich rysunków pod pachą. Czy wszystko
dzisiaj jest przeciwko niej? Kupiła prażoną kukurydzą i ruszyła prosto do sali
kinowej modląc się, by film się jeszcze nie zaczął. Wchodząc jęknęła z
niezadowolenia. Leciały reklamy, które tak uwielbiała oglądać. Rozejrzała się
wokoło. Sala świeciła pustkami, co ją strasznie zdziwiło, jednak nic sobie z
tego nie robiła. Zmrużyła oczy i rozglądała się szukając swojego rzędu. 13!
Jest. Idealnie. Przeszła starając się nie robić hałasu i usiadła w swoim
fotelu. Właśnie pojawiły się napisy początkowe, a ona biorąc ziarenka kukurydzy
czuła, że wciąga się w film.
Niestety pewien osobnik płci męskiej jej to uniemożliwiał.
Cały czas śmiał się głośno i przeszkadzał jej w oglądaniu filmu. Zazgrzytała
zębami ukazując swoją irytację. Nawet Jim Carrey wydawał jej się odległy.
Wpatrywała się tępo w ekran, w ogóle nie skupiając się na treści filmu. Czemu?
Bo jednym uchem słyszała szepty i głośne śmiechu tego kolesia. Czy w kinie nie
powinno być ciszy? Czy ci ludzie nie wiedzą, że ktoś przychodzi do kina, żeby
oglądnąć film, a nie śmiać się w najlepsze? To miało być półtora godziny, w
którym miała się odstresować, a nie zdenerwować jeszcze bardziej. Dlaczego
zawsze wszystko jest przeciwko niej?
Czy to nie dziwne, że będąc w kinie wpadamy w mini nałóg?
Przed rozpoczęciem filmu zjadamy 1/3 pudełka popcornu, by potem w ciągu 30
minut nie zostało nic. Zawsze ją to zastanawiało. Gdy już wzięła jedno ziarenko
za chwilę musiała sięgać po następne, dopóki nie skończyła całej paczki.
Szatynka spojrzała w dół, by sprawdzić ile zostało jej popcornu. Zadziwiająco
mało, a nie minęła nawet 1/3 filmu. Przecież nie zdążyłaby zjeść tak dużo kukurydzy
w tak krótkim czasie. Wzruszyła ramionami i wróciła do oglądania.
Poczuła czyjś ciepły oddech na swojej szyi. Wzdrygnęła się,
a po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Odepchnęła od siebie to uczucie i
ponownie zagłębiła się w filmie. Włożyła jedną rękę do pudełka z popcornem,
gdzie natknęła się na coś ciepłego. Spojrzałam z przerażeniem w dół i
odskoczyła na drugą stronę fotela. Oddychała głęboko próbując uspokoić bijące
serce. Przyglądała się jak czyjaś ręka wyciąga kukurydzę z jej pudełka. Momentalnie
odwróciła się. Zauważyła jak blondyn, który tak ją potraktował, wsadza sobie
jej popcorn do ust. Obok niego siedział brązowooki i rzucał jej przepraszające
spojrzenia.
- Co ty sobie wyobrażasz? – krzyknęła, trochę głośniej niż
jej się wydawało, bo połowa osób czyt. 4 osoby zaczęły rzucać jej mordercze
spojrzenia przy okazji ją uciszając.
- Nic, po prostu zgłodniałem – odrzekł melodyjny głos z
wyraźnym akcentem. Coś zakłuło ją wokół serca, jednak postanowiła ignorować te
uczucie.
- Chcesz mój popcorn? – zapytała. Chłopak przez chwilę
lustrował ją wzrokiem, by po chwili wzruszyć ramionami i kiwnąć zachęcająco
głową.
- To sobie go weź – odrzekła wysypując na niego zawartość
pudełka, po czym zabrała rysunki i z gracją opuściła salę kinową przy okazji
trzaskając drzwiami. Ruszyła prosto do wyjścia zirytowana tym, że nawet tutaj
nie mogła znaleźć spokoju.
- Hej! Poczekaj – usłyszała za sobą głos, który
prawdopodobnie należał do tego Liama. Odwróciła się. Przyjęła bojową postawę i
czekała na rozwój sytuacji.
- Czego? – zapytała od niechcenia czując jak adrenalina
przepływa przez jej drobne ciało.
- Ja… - zdziwił się Liam. – Ktoś chciałby ci coś powiedzieć
– powiedział i wypchnął do przodu swojego kolegę.
- Słucham. Masz 30 sekund.
- Ja.. chciałem… - mówił drapiąc się po karku.
- 28, 27, 26… tic tac, czas leci.
Brązowooki walnął blondyna w głowę sprowadzając go na
ziemię.
- Chciałem przeprosić cię za to, że cię wystraszyłem.
- I? – dodał Liam spoglądając na niego karcąco.
- Za to, że zjadłem twój popcorn – powiedział blondyn nieco
ciszej i spuścił głowę.
- W porządku. Mam nadzieję, że ci smakował - rzuciła
wydymając usta.
- On chętnie kupi ci jeszcze jeden, prawda? – odrzekł
brązowooki.
- Tak, jasne.
- Nie chcę. Dziękuje za umilenie mi czasu – dodała
sarkastycznie i opuściła kino zostawiając zdezorientowanych chłopaków na środku
pomieszczenia.
Przepychała się między przechodniami londyńskich ulic, zmierzając
tylko do jednego miejsca, które zaryło się w jej psychice już dawno. Nie
obchodziło ją to, że jej ciotka zrobi jej awanturę za zbyt późny powrót do
domu. Jedyną rzeczą, której teraz
pragnęła to chwila spokoju, chwila samotności. Miała serdecznie dość
towarzystwa jak na jeden dzień. Może ten brązowooki wydawał się sympatyczny, jednak
ten jego kolega? Aż wzdrygnęła się na samą myśl. Jak Liam mógł wytrzymać z kimś
takim? Nie miała zielonego pojęcia.
Ucieszyła się jak dziecko z nowej zabawki, gdy nareszcie
znalazła się w swojej małej oazie spokoju. Usiadła na murku przypatrując się oświetlonemu
Londynowi. Był to widok, który zapierał dech w piersiach. Poniżej, u podnóża
murku, w parku ujrzała chłopaka, który samotnie przechadzał się, kopiąc od
czasu do czasu przypadkowy kamień.
Wyjęła grafit i zaczęła szkicować delikatnie kontury miasta.
Uwielbiała to uczucie, gdy wena przepływała przez jej drobne ręce kreśląc
kolejne linie na papierze. I tym razem dała jej się całkowicie pochłonąć.
-----------------
Było już dobrze po jedenastej, a ja nie mogłam spać. Powoli wstałam i przebrałam się z piżamy. Postanowiłam poczekać na Stylesa. Ja już sobie z nim porozmawiam.
Było już dobrze po jedenastej, a ja nie mogłam spać. Powoli wstałam i przebrałam się z piżamy. Postanowiłam poczekać na Stylesa. Ja już sobie z nim porozmawiam.
Prześlizgnęłam się z mojego pokoju do pokoju Louisa. Weszłam
cicho zamykając za sobą drzwi. Podeszłam bliżej jego łóżka i delikatnie
usiadłam na jego brzegu. Pogłaskałam jego policzek i spojrzałam na jego twarz,
która była pogrążona była w śnie. Pochyliłam się nad nim i złożyłam na jego
policzku przelotny pocałunek. Szatyn uśmiechnął się przez sen, przewracając się
na drugi bok. Przykryłam go szczelniej kołdrą i opuściłam jego pokój.
Zahaczyłam jeszcze o pokój Hazzy i zabrałam z niego jego kota. Zeszłam na dół i
usiadłam w fotelu wyglądając za okno. Ulica pogrążona była w głębokim śnie. Nie
było widać żadnej żywej duszy. Westchnęłam cicho, czując, że kot zaczyna grzać
mnie w brzuch, przyprawiając mnie o senność. Ziewnęłam cicho. Usłyszałam szczęknięcie
drzwi, a po chwile ciche kroki w korytarzu. Jedna para kroków. Harroldzie
Edwardzie Styles. Wiedz, że jesteś trupem. Odczekałam tą chwilę, gdy chłopak
się rozbierze i będzie starał się bezszelestnie prześlizgnąć do swojego pokoju.
Nie, nie, nie, nie, nie to nie ze mną te numery panie Styles. Był już koło
schodów, gdy zapaliłam lampę stojącą obok fotela. Odwrócił się i spoglądał na
mnie z przerażeniem wypisanym na twarzy. Dosłownie mogłam usłyszeć, jak jego
serce przyspieszyło. Siedziałam tam, głaszcząc jego kota i spoglądając na niego
wzrokiem przepełnionym szaleństwem.
- Gdzie to się chodzi o tej porze panie Styles? – zapytałam
cicho. Loczek przełknął głośno ślinę i przejechał dłonią po włosach.
---------------------------
Jupi jej! Jest notka, która miała być dopiero za tydzień, no ale jest już teraz. Z uwagi, że byłam chora to miałam odrobinę wolnego czasu i przez 3 dni pracowałam na nią. Mam nadzieję, że się podoba.
Notka dedykowana kilku osobom.
Joanowi - Yep Joan you rock! I teraz leże, bo Joan powiedziała, że Oliwia zrobiła murzyńskie wargi <lol2>
Reniferowi
Writer
Kate
Natt
Kate
Natt
Dziękuje, że jesteście i umilałyście mi czas, gdy byłam chora oraz za to, że pomagacie mi czasami przy Moments.
Dziękuję.
ps. Mam nadzieję, że notka się spodoba.
Na zdjęciu Team A albo Team G jak nazwał to Lou.
Dla sprostowania. Z Joanem odkryłyśmy co powiedział Niall. Niestety nie próbował on nic powiedzieć po polsku i powiedział " Good question, do you think we ever gonna...". Więcej nie dało się zrozumieć.
You can't go to bed without cup of tea
and maybe that's the reason that you talk in your sleep
and all those conversations are the secrets that I keep
through it makes no sense to me
Ja pierniczę :o haha bardzo dobrze, że dodałaś ten rozdział tydzień wcześniej bo bym chyba nie wytrzymała :o hahaha, czemu w twoich rozdziałach zawsze jest tyle humoru?! haha, nie chodzi o to, że to źle, a wręcz przeciwnie, ale zastanawia mnie jak można tak świetnie to wszystko opisywać! zazdroszczę... oczywiście najbardziej podobał mi się moment z tą tajemniczą dziewczyną bo nie wiem czemu, ale wydaje mi się ona bardzo bliska... i to jeszcze jak horan ją potraktował i później te przeprosiny do których zmusił go liam haha nie no, czekam na następny rozdział, który na pewno będzie wspaniały *-* [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńTak musiałaś tam walnąć tego Renifera prawda ? Nie mogłaś sobie odpuścić, bo po co, a teraz na gadu namawiaj mnie bym tego nie czytała PF!
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podoba, ale to już wiesz mówiłam Ci przecież :D Akcja w samochodzie uhhh :D No, a kino to stanowczo mój ulubiony fragment :3 nie ma co!
cudowny rozdział *.* czekam z niecierpliwością na następny :) http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńsuuuuper dłuuuuuuuuugi rozdział! kocham to ! :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do sb another-world-with-you.blogspot.com
+możesz mnie informować? @be_my_dream_mar :)
"- Oliwia – powiedział przez zaciśnięte zęby.
OdpowiedzUsuń- Słucham Lou? – odparłam melodyjnie zwracając się do niego.
- Nie pomagasz – zacisnął dłonie na kierownicy.
- Nie wiem, o czym mówisz Louis.
Chłopak zatrzymał samochód z piskiem i odwrócił się twarzą do mnie.
- Oli, błagam zabierz te swoje diabelskie rączki i połóż je na swoich pięknych długich nogach. Proszę nie kuś mnie, żebym zrobił coś, czego będę żałować – jęknął.
- A co z tego będę miała?
- Satysfakcję.
- To mi nie wystarcza.
- Dooobrze, a co byś chciała?
Przez chwilę zastanawiałam się rozważając możliwe opcje, po czym odparłam:
- Buziaka – i nadstawiłam usta w jego stronę.
Poczułam jego oddech na swojej skórze, który ponownie doprowadził mnie do palpitacji serca. Jego usta delikatnie musnęły mój policzek. Spojrzałam na niego urażonym wzrokiem, a potem naburmuszyłam się jak dziecko w przedszkolu. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem." mój ulubiony moment w tym rozdziale :D Rozdział dłuuuugi a ja bardzo je kocham i zajebisty *____* Masz talent Cwana Olu! :)x Ciekawa jestem kim jest ta dziewczyna.. ;P @sputky
Matko święta Ola kocham cię. <3 Kurcze, muszę się nauczyć dodawać tak szybko rozdziały. <3 Zazdroszczę talentu, słońce. :*
OdpowiedzUsuńTwój blog mnie po prostu zabija!
OdpowiedzUsuńmimo, że Twoje rozdziały są długie to i tak dodajesz je dosyć często. kolejny powód na to, aby ten blog był moim ulubionym :)
strasznie kibicuję Louisowi i Oliwii :3 trzymam za nich kciuki
@anitka_1D
http://welcome-in-tomlinsons-house.blogspot.com/
łaaaaaaaaa <3333 Niall, jaka wredna , glodna suczka z niego! :D:D dziwie sie, ze Lou z Oliwia nie zaczeli sie bzykac w tym aucie :D ja bym sie raczej nie powstrzymala ;O DOOOOOOOOBRZE czekam na kolejny <3 wiesz dlaczego, miedzy innymi .... <3 - Kate.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńno weź mi tego nie rób no.... dlaczego Lou nie może być z Oli? :[[ rozdział super jak zawsze. to było słodkie jak Lou ja przytulił gdy płakała i ten moment w aucie *__*
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie nowa postać. Cieszę się na wątek z Liamem xxd
zułyy Horan haha :D Ciekawe jak się będzie Pan Styles tłumaczył
gdy czytam twojego bloga od razu poprawia mi sie humor. mam nadzieję że kolejny rozdział pojawi się niedługo. wiem ze też będzie niesamowity <333
PS.świetny wygląd :D
Pozdrawiam i zapraszam na http://best-holiday-ever-1d.blogspot.com/ :****
znów zmieniłas wygląd? genialny xd
Usuńchcialam Cię poinformować, ze zostałaś nominowana do Liebster Award na moim blogu. więcej info w tej notce http://best-holiday-ever-1d.blogspot.com/2012/11/liebster-award.html xoxo
znowu byłam zawiedziona,że rozdział się skończył ;| ej co jest?! nie rozumiem tego!!
OdpowiedzUsuń"Dlaczego moje życie nigdy nie było usiane różami?" uśmiałam się przez tą literówkę wczoraj wieczorem, jak już w łóżku czytałam sobie :DD fajny szablon, żeby mtylko ja miała wizje na takie wytwory,byłoby fajnie.szkoda tylko,że posiadam jedynie umiejętności, a nie wyobraźnię to stworzenia takowych. pozdrawiam autorkę szablonu,bo mi się podoba :)
Jak zwykle rozdział cudowny. Nie wiem jak ty to robisz ale potrafię się tak wciągnąć że nawet nie słyszę wołania mamy + puściłam sobie Little Things i totalnie odleciałam. Gratuluje talentu ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam @Paulaaaoxox ♥♥♥
TLO BOSKIE <33333333333333333333 wez pisz rozdzial, bo same nowosci oprocz rozdzialu :(((( Kate
OdpowiedzUsuńKOCHANIE MOJE <3
OdpowiedzUsuńnominowałam cię do LIBSTER AWARD :D
szczegóły u mnie na blogu : another-world-with-you.blogspot.com :)