Ściemniało się. Ulice Londynu pustoszały z minuty na minutę, ale cóż się dziwić. Każdy biegł chowając się przed deszczem. W mieście gaszono wszystkie lampy już przed północą, jedynie snop światła bijącego od latarni, chociaż trochę oświetlał ciemne aleje miasta. Ludzie jak najszybciej pragnęli znaleźć się w swoich łóżkach i zostać wciągniętym do krainy Morfeusza. Nikt nie zwracał uwagi na piękno tego miasta w nocy.
Harry westchnął odwracając wzrok od szyby. To miejsce miało
coś w sobie, szczególnie o tej porze. Może to nie było jego ukochane Holmes
Chapel, jednak czuł, że tu również znajduje się jego dom. Loczek omiótł
wzrokiem pokój zatrzymując wzrok na fotografiach na ścianie. Zdjęcia
przestawiały zespół. Ich piątka, jako jedna i nieodłączna całość. Byli jak
jeden organizm. Nic, ani nikt nie mógł ich poróżnić. Jednak jedno zdjęcie
pośród reszty było dla niego szczególne. On i Lou. Para najlepszych przyjaciół.
Nie żeby nie kochał Nialla, Liama i Zayna, jednak to Lou rozumiał go bez słów.
Larry Stynlinson – jak określały ich fanki. To śmieszne, co te młode dziewczyny
potrafią sobie wyobrazić. W sumie przerażało go to trochę. Nie rozumiał, jak
mogły uznawać jego i Lou za parę gejów. Przecież to się nie trzyma kupy. Czy
to, że dwóch facetów łączy wyjątkowa przyjaźń musi od razu oznaczać, że są
homoseksualistami?
Curly odwrócił się i położył się na łóżku. Przypatrywał się
białemu sufitowi, poszukując jeszcze innych ciekawszych odmian bieli. Już
znalazł odcień bitej śmietany oraz lodów śmietankowych. Już od dłuższego czasu
chował się w pokoju. Nie chciał przez przypadek wpaść na Louisa. Nie zniósłby
tego. Przecież w tym miejscu zawsze był szczęśliwy. Tylko, dlaczego teraz nie
potrafi się niczym cieszyć?
- Widzisz Harry, do czego potrafi doprowadzić zazdrość… - powiedział
sam do siebie.
Zamknął powieki. Oczami wyobraźni zdawał się widzieć momenty
z Tommym, gdy Hazzie udało się czymś go rozśmieszyć. Widział ich szczęśliwe
twarze, gdy udało im się komuś zrobić numer. Co się zmieniło? Ta pieprzona
zazdrość kiedyś zabije Tomlinsona. Harry uderzył pięściami w łóżko. Dzisiejsze
zachowanie Lou zdziwiło go. Był święcie przekonany, iż Boo Bear wie, że Curly
nie czuje nic do Oliwii. Przecież to zwykła przyjaciółka i nic więcej. Styles
nigdy nie zrobiłby nikomu takiego świństwa, a na pewno nie swojemu najlepszemu
przyjacielowi. Dlaczego Louis zwątpił w ich przyjaźń? To prawda, że od jakiegoś
czasu ich relacje zostały wystawione na próbę. Co takiego musiał zrobić, że
Tommy wątpi w jego lojalność? Do końca Styles nie wiedział.
Chłopak cofnął się myślami do przeszłości, gdy wszystko było
proste. Do jego rodzinnego domu. Do Holmes Champel.
Styles uwielbiał spędzać czas poza domem. Zawsze, gdy miał
wolną chwilę od razu wychodził na dwór i zawsze z jedną osobą. Alex, jego
najlepszą przyjaciółką. Jeśli nie wierzycie w przyjaźń damsko-męską to cóż
wasza strata. Oni byli przykładem przyjaźni na zawsze. Nie zanosiło się na to,
by ktokolwiek mógł ich rozdzielić. A jednak. Nawet nie zauważył, gdy zaczęli
się od siebie oddalać. Niedługo po tym praktycznie udawali, że się nie znają.
Curly usłyszał coś, co Alex powiedziała. Ta rzecz zraniła go, jednak z
perspektywy czasu nie był pewny czy dziewczyna była zdolna zrobić takie coś.
Harry ukrył twarz w dłoniach.
Co jeśli zbyt pochopnie wyciągnął wnioski i stracił jedną z
najważniejszych osób w jego życiu?
Styles wrócił myślami do Londynu. Co jeśli on jest teraz
Alex, a Louis jest Harrym? Co jeśli Tomlinson zbyt szybko oceni tą sytuację i
to może oznaczać koniec ich przyjaźni? Harry nie przeżyłby kolejnej tak
wielkiej straty w jego życiu. Nie po raz kolejny. Nie chciał przeżywać tych
samych uczuć na nowo, bo wiedział, co to będzie dla niego oznaczać. Nie umiał
wytrzymać dnia bez swojego przyjaciela Louisa, a co byłoby gdyby miałby się
pozbyć Lou ze swojego życia? Nie, tak nie może być. Musiał coś zrobić, żeby
podtrzymać tą przyjaźń. Zapomniał o tym, żeby przywrócić pozytywne stosunki na
linii Waldorf-Tomlinson, bo jakby nie patrzeć ta cała sytuacja kosztuje Louisa
coraz więcej zdrowia. Tak proszę państwa. Harry Styles ma plan. Cwany plan i
zamierza wprowadzić go w życie. Chociażby zaraz.
Jego rozmyślania przerwało trzaśnięcie drzwiami.
Co do cholery? –
pomyślał.
To zapewne Louis wyszedł z domu. Chyba, że Niall, Liam i
Zayn postanowili wrócić wcześniej z imprezy. Spojrzał na zegarek. Wskazówki
wskazywały godzinę 23. Skarcił się w myślach za głupotę. Powoli podniósł się z
łóżka i wyszedł z pokoju. Przez chwilę nasłuchiwał spodziewając się usłyszeć w
pobliżu odgłosy kroków, jednak nic takiego nie doszło do jego uszu. Już miał
zamykać drzwi, gdy usłyszał huk dochodzący z pokoju Nialla. Jakby coś wielkiego
grzmotnęło o podłogę. Nie zastanawiając się dłużej wleciał do pokoju
Irlandczyka jak armata. Rozglądał się szukając źródła hałasu, jednak nic takiego
nie dostrzegł. Lustrował dokładnie pokój. Jego uwagę przykuła otwarta szafa.
Podszedł bliżej i przy okazji nadepnął na coś twardego. Spojrzał w dół, a jego
źrenice rozszerzyły się z przerażenia. Oddech stał się płytszy, a za jego
plecami siedziała już panika, która wyśmiewała się z niego przypominając mu o
paraliżującym strachu, który zawładnął jego ciałem.
Harry schylił się do bezwładnego ciała dziewczyny.
Delikatnie ujął jej twarz, która nie wyrażała żadnych emocji. Złapał za jej
ramiona i potrząsał je powoli, jakby chcąc tym gestem wywołać jakąkolwiek
reakcje z jej strony. Jednak to nie przyniosło oczekiwanych efektów. Powoli
podniósł Oliwię i przeniósł ją na łóżko. Okrył ją kocem, sprawdzając czy aby na
pewno jest jej ciepło. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że powinien sprawdzić
jej tętno. Odgarnął włosy z jej twarzy, tym samym znajdując tętnice szyjną.
Przyłożył do niej dwa palce. Serce wybijało leniwie puls. Hazza odetchnął z
ulgą. Jednak to, że Oli nie odzyskiwała przytomności, przyprawiało go o kolejne
porcje paniki. Przejechał dłońmi po włosach. Gorączkowo starał sobie
przypomnieć, jak postępuje się w przypadku nagłej utraty przytomności. Skarcił
się w myślach za to, że zamiast uważać na zajęciach z pierwszej pomocy, on
wolał grać w kółko i krzyżyk.
- Jesteś idiotą – powiedział do siebie wkładając w te słowa
całą swoją złość, jak gdyby to mogło sprawić, że Oliwia się obudzi.
W pokoju panowała przeraźliwa cisza, przerywana miarowym
oddechem dziewczyny. Z minuty na minutę Styles stawał się jeszcze większym
kłębkiem nerwów. Wyrzucał sobie, że rozładowała mu się bateria w telefonie i
nie mógł zadzwonić po pomoc. Jego rozmyślania przerwał szczęk otwieranych
drzwi. Curly wzdrygnął się. Co jeśli to Louis? W takim wypadku ma dwa
scenariusze:
a) albo ucieka do swojego pokoju,
b) albo zostaje przy Oliwii i modli się o szybką śmierć.
a) albo ucieka do swojego pokoju,
b) albo zostaje przy Oliwii i modli się o szybką śmierć.
- Harry – dobiegło go z dołu wołanie Zayna, które chłopak
przyjął z wyraźną ulgą.
- Zayn? Tu jestem, chodź tu szybko!
- Ale co się stało Styles? Czyżbyś się stęsknił? – zaszydził
mulat. Hazza jęknął.
- Oliwia! – krzyknął Loczek, a to wystarczyło, by po chwili
cała trójka znalazła się w pokoju. Liam przenosił wzrok z dziewczyny na
chłopaka, zastanawiając się, co tu się mogło zdarzyć.
- Co jej do cholery zrobiłeś? – zaczął Niall.
- Nic, ja tylko…
- Tylko, co? – zapytał Zayn obserwując bacznie Harrego.
- Co tu się działo? – powiedział delikatnie Liam posyłając
karcący wzrok przyjaciołom i podszedł do kędzierzawego chłopaka. Położył mu
rękę na ramieniu, tym samym zwracając jego uwagę.
- Byłem w swoim pokoju i usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
Wyszedłem po chwili z pomieszczenia, jednak niczego nie usłyszałem. Chciałem
wrócić do pokoju, jednak pokoju Nialla coś upadło na ziemię. Rozległ się wielki
huk – opowiadał Hazza wyłamując sobie palce. – poszedłem to sprawdzić i
natknąłem się na Oliwię. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Spanikowałem, więc
położyłem ją na łóżku.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś po nas? – Zayn skierował
oskarżycielsko palec w kierunku Stylesa.
- Telefon mi się rozładował i nie chciałem zostawiać Oliwii.
- A co jeżeli jej się coś stało? – zmartwił się Niall.
- Nic się nie stało – odparł Liam.
Przez chwilę stali w ciszy mierząc się nieprzeniknionym
wzrokiem.
- Patrzcie – Niall wskazał palcem na dziewczynę. – Budzi
się…
Z ust zebranych wydobyło się ciche westchnienie ulgi.
Wymienili przelotne uśmiechy, by po chwili pochylać się nad łóżkiem
nieświadomej szatynki.
Otworzyłam oczy, delikatnie je mrużąc pod wpływem
napływającego, jaskrawego światła. Kształty powoli wyostrzały się, więc mniej
więcej mogłam ocenić, co dzieje się wokół mnie. Nade mną pochylały się cztery
osoby. Przetarłam oczy dłońmi. Otworzyłam je ponownie, skupiając wzrok na tych
osobach.
- aaaa – wymsknęło mi się i odskoczyłam na drugi kraniec
łóżka.
- Oliwia – delikatny głos Zayna dobiegł do moich uszu.
Skupiłam na nim swój wzrok. Chłopak delikatnie uśmiechał się wyciągając ku mnie
swoją dłoń.
- Jak się czujesz? – usłyszałam irlandzki akcent Nialla,
który wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi, jak tafla oceanu, oczami.
- Chcesz coś pić, jeść? – zapytał Liam.
- Co się stało Oli? – tym razem Harry. – Nawet nie wiesz jak
mnie wystraszyłaś – złapał się teatralnie za serce – o mało, co zawału nie
dostałem. Chcesz mnie uśmiercić w tak młodym wieku? Choć wydawało mi się, że
nie chcesz by siedem milionów fanek pragnęło twojej śmierci.
Przetarłam delikatnie twarz dłońmi i rozmasowałam obolałe
skronie. Czułam się słabo, jakbym za chwilę miała zwymiotować, a to, że chłopcy
zasypywali mnie gradem pytań wcale mi w tym nie pomagało. Przyprawiało mnie
jedynie o kolejne fale mdłości. W drzwiach zauważyłam głowę Louisa, który
przyglądał mi się swoimi błękitnymi tęczówkami. Moje serce z miejsca
przyspieszyło, jakby chciało wyrwać mi się z piersi i odfrunąć w kierunku Tomlinsona.
Chłopak spojrzał na mnie z wyraźnym zmartwieniem w oczach. Pokiwałam głową na
znak, że wszystko jest okej i ułożyłam usta w lekkim grymasie, który miał
imitować uśmiech. Boo Bear wzruszył ramionami i opuścił pokój.
- Ziemia do Oliwii – wydarł się Horan machając mi rękami
przed twarzą.
- Wiesz, co zaraz zrobię ci z tych rączek? – zapytałam,
wywołując śmiech u reszty. Jedynie Niall spojrzał na mnie poważnym wzrokiem, by
po chwili pójść w ślady przyjaciół.
Zayn pomógł mi wstać.
- Oliwia… -zapytał po jakimś czasie Harry.
- What’s uuuuuuuuuup?
- Brałaś tabletki?
Zmieszałam się. Prawda była taka, że w tamtego dnia
zapomniałam o ich istnieniu, jednak wstyd było mi się przyznać. Styles jakby
wyczytując to z mojej twarzy piorunem wyszedł z pokoju, by po chwili wrócić
niosąc w dłoni szklankę wody i dwie ogromne tabletki. Westchnęłam przyjmując
leki. Liam, Zayn, Harry i Niall zostali dotrzymując mi towarzystwa, a przy
okazji pilnując bym nie opuszczała łóżka. Czas płynął nam na wspólnej zabawie,
którą przerwało przeciągłe ziewanie dochodzące z moich ust. Uśmiechnęłam się
przepraszająco. Każdy po kolei wyszedł żegnając się ze mną. Ja opadłam na
łóżko. Było zdecydowanie zbyt pusto. Przed chwilą pokój wypełniony był radością
i uśmiechem, a teraz cisza obijała mi się po uszach.
Usłyszałam jak ktoś na palcach wślizguje się do mojego
pokoju.
- Zayn – powiedziałam w przestrzeń, odwracając się twarzą do
chłopaka.
- To nie fair – jęknął pokazując mi język. – nie zdążyłem nawet
wejść, a ty już wiedziałaś, kto to!
- Się gra, się ma.
- Zostawiłem telefon. Powinnaś odpocząć Oliwia. Mam
wrażenie, że ostatnio o siebie nie dbasz.
- Fakt zapominam czasami brać tabletek, jednak dobrze wiesz,
że prawda jest inna. Poza tym dziękuję.
Mulat pytająco uniósł brwi.
- Za to, że jesteście; że się o mnie martwicie i przede
wszystkim dajecie mi powód do uśmiechu.
Podniosłam się na łokciach i delikatnie musnęłam jego
policzek.
Opadałam na łóżko po raz kolejny odwracając się na bok. Moje
myśli, chcąc nie chcąc sprowadzały się do Louisa. Senność nadciągała z minuty
na minutę. Przetarłam oczy, zamykając je i ziewając przeciągle. Praktycznie
zasypiałam, gdy do pokoju wślizgnęła się kolejna osoba.
Co to do cholery? Pielgrzymka do Częstochowy, czy co?
Chłopak usiadł na skraju łóżka i odchrząknął cicho, jednak
na tyle głośno bym go usłyszała. Odwróciłam się powoli, a moim oczom ukazał się
nie, kto inny jak Louis Tomlinson. Zachłysnęłam się powietrzem na jego widok.
Tommy widocznie musiał dostrzec szok w moich oczach, bo po chwili powiedział:
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz.
- Ch..chy..chyba doobrze – wyjąkałam. Jego oczy przeszywały
mnie na wylot doszukując się kłamstwa. Jak porażona czułam jego palące
spojrzenie na swoim ciele. Przez moment zapomniałam jak się oddycha.
- To dobrze –wyszeptał. Spoglądał prosto w moją twarz
uśmiechając się do mnie lekko. Delikatnie musnął mój policzek swoją dłonią
zakładając niesforne kosmyki za ucho.
- To m…miłe – wydukałam speszona.
- Dobranoc Oliwio.
Wstał i ruszył w kierunku drzwi.
- Hej Louis – rzuciłam za nim, zwilżając delikatnie
spierzchnięte usta. – Dzięki, ale nie musisz się o mnie martwić. Jestem
dorosła, a poza tym wiedz, że to nie zmienia między nami niczego. Poza tym,
wiesz, że aktualnie się z kimś spotykam – skłamałam.
Tommy zacisnął usta w wąską linię. Uśmiech przekształcił się
w grymas bez wyrazu, a dłonie zacisnęły się w pięści.
Do pokoju wszedł blondyn wpadając prosto na zdziwionego Boo
Bear’a. Obydwoje runęli na podłogę śmiejąc się. Tomlinson jak najszybciej
opuścił pokój zostawiając mnie sam na sam z Horanem.
- Wszystko w porządku Oliwia?
- W jak najlepszym – załamał mi się głos. Oczy delikatnie mi
się zaszkliły. Irlandczyk po chwili znalazł się przy mnie. Nie pytając o nic
przytulił mnie do swetra, który był przesiąknięty mieszaniną żelków i
delikatnego płynu do płukania tkanin. Pierwsze łzy poleciały mocząc delikatny
materiał swetra. Blondyn jednym sprawnym ruchem otarł łzy, przytulając mnie
mocniej do siebie. Zasnęłam usypiana pocieszeniami, które wypływały z ust
chłopaka, dając nadzieję na lepsze jutro.
Każdy ranek spędzałam z Liamem na pogawędkach, które umilały
mi cały dzień. Chłopcy martwili się o mnie, jednak żaden z nich nie okazywał
tego w normalny sposób. Cały czas ganiali mnie do łóżka, zabraniali wychodzić z
domu i obserwowali każdą moją czynność. Irytowało mnie to, jednak rozumiałam,
że robią to w dobrej wierze. Co nie zmieniało faktu, że zgrzytałam zębami jak
przyłapałam któregoś z nich na przyglądaniu mi się.
Przez prawie cały tydzień obserwowałam każdego z nich. Ich
zachowania, reakcje, przyzwyczajenia. Przez obserwację człowiek dowiaduje się
wiele o drugiej osobie. To tak jakby uczenie się. Uczenie się na pamięć innych,
co pozwala nam lepie ich zrozumieć. Na przykład taki Zayn małomówny, wiecznie
niewyspany, jednak zawsze jest gotowy przyjść ci z radą. Liam – opiekuje się
innymi, nawet, gdy tego nie okazuje. Zawsze w jego głosie słychać nutkę zmartwienia
o drugą osobę. Po prostu wystarczył wzrok trochę bardziej spostrzegawczy niż
biernego obserwatora i widzimy rzeczy, które normalnie nie miałby żadnego
znaczenia.
Harry zachowywał się dziwnie przez ten tydzień. Obserwowałam
go uważniej niż pozostałych. Był dziwnie zamyślony, a zarazem emanowało z niego
szczęście. Nie udzielał się i cały czas siedział grzebiąc w swoim telefonie, co
mnie niezmiernie irytowało. Przez pewien czas miałam ochotę zamordować go z
zimną krwią, jednak powstrzymywała mnie sympatia, którą darzyłam chłopaka.
Któregoś razu siedziałam wpatrzona w komputer. Kursor skakał
w wordzie czekając, aż napiszę pierwsze słowo, jednak żadne nie przychodziło mi
do głowy. Odstawiłam komputer i podrapałam się po głowie. Miałam zaledwie
miesiąc na napisanie wstępu do pracy magisterskiej. Przeszukiwałam pustkę w
głowie, która gdzieniegdzie wypełniona była przez uśmiech Louisa.
- OLIIIIIIIIIIIWIA –Harry wydarł się prosto do mojego ucha.
Przestraszona spadłam na podłogę, rozszerzając oczy ze zdumienia.
- Styles idioto – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Curly
uśmiechał się czarująco ukazując szereg prostych zębów. Wyciągnął rękę
pomagając mi wstać. Prychnęłam i przyjęłam jego dłoń. Otrzepałam obolały tyłek
i rzuciłam mordercze spojrzenie chłopakowi. Ten delikatnie podrapał się dłonią
po karku ukazując swoje zdenerwowanie.
- Widzę, że przyda ci się wycieczka? – zagaił.
- Co? – zapytałam zdezorientowana.
- Pakuj się, jedziemy na wycieczkę.
- Co? Nie. Nie mogę, muszę pisać pracę – próbowałam wymyślić
jakąś lepszą wymówkę, jednak żadna nie przychodziła mi do głowy. Loczek zerknął
mi przez ramię.
- Widzę, że dużo już napisałaś –
odrzekł unosząc brwi i spoglądając z powątpieniem na pustą stronę w Wordzie.
- Dobra masz mnie, ale naprawdę
nie chce się stąd ruszać.
- Oliwia - jęknął błagalnie
spoglądając mi w oczy. – Proszę?
Spojrzałam w jego zielone,
błagalne oczy. Spoglądał na mnie miną zbitego psa. Wytrzymałam dwie, góra trzy
sekundy, po czym skapitulowałam.
- Niech ci będzie!
- Hurrra - krzyczał skacząc
wokoło mnie dając tym samym upust swojej radości, po czym wybiegł z mojego
pokoju, wymachując rękami we wszystkie strony. Zaśmiałam się pod nosem i
schyliłam się spoglądając na komputer.
Styles. Przeklęty Styles. Co on
ze mną robi?
- Oliwia – od ekranu oderwał mnie
cichy głos kędzierzawego chłopaka.
- Co jest Harry? – rzuciłam w
jego kierunku.
- Widzimy się za 15 minut w
aucie.
- Jasne.
Uniósł w moim kierunku dwa kciuki
do góry, a po chwili ślad po nim zaginął.
Przy nich
zdecydowanie nie można się nudzić.
Ubrałam się i pospiesznie nałożyłam delikatny makijaż.
Pobiegłam do samochodu, po drodze potykając się o własne nogi. Udało mi się nie
zabić i wsiąść do przeklętego land rovera.
- W porządku?- zapytał. Kiwnęłam głową. Chłopak ruszył z
piskiem opon w kierunku nowej przygody.
Zawiózł mnie do Tesco. Byłam w szoku, gdy jego samochód
stanął przed tym potężnym supermarketem.
- Więc TO miałeś na myśli mówiąc, że zabierasz mnie na
wycieczkę?
- Tak, a myślałaś, że co innego? – spojrzał na mnie lekko zdziwiony,
a ja walnęłam się w czoło przeklinając się za swoją głupotę. Harry sięgnął po
coś do tyłu i podał mi raybany i długą fioletową bluzę. Spojrzałam na niego
pytającym wzrokiem.
- Chyba nie chcesz trafić na okładkę tabloidów z podpisem
„Nowy romans Stylesa?”
Przecząco pokiwałam głową ubierając pospiesznie rzeczy. Obejrzałam
się przelotnie w lusterku. Trudno mnie rozpoznać w tej „sukience”.
Wysiadłam. Harry złapał mnie za rękę i szybkim krokiem
ruszył w kierunku sklepu. Przy wejściu zebrał się spory tłum fanek. Chłopak
rozgonił je jednym skinieniem ręki i wszedł ciągnąc mnie za sobą. Błyskało
sporo fleszy, a ja jedynie pragnęłam tego, żeby nikt nie zdjął kaptura
Stylesowej bluzy. Odetchnęłam z ulgą, gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem
rozwrzeszczanych fanek.
- Przepraszam za to – mruknął Hazza. W sklepie byliśmy tylko
chwilę. Chłopak kupił Pepsi i kilka innych tuczących rzeczy wyjaśniając mi, że to
zapasy na wieczór filmowy. Uśmiechnęłam się na samą myśl tego pomysłu. Tym
razem z większym entuzjazmem przedzierałam się przez tłum piszczących fanek.
Pod samochodem przebierałam nogami, czekając, aż Harry łaskawie do mnie
dołączy.
Zdyszany Harry podbiegł do mnie z przepraszającą miną
przyklejoną do jego twarzy. Wywróciłam oczami wsiadając do samochodu. Wyjechał
z parkingu zostawiając za sobą mdlejące dziewczyny. Jechaliśmy przez chwilę w
ciszy.
- Czy to nie Louis? – odezwał się po chwili wskazując palcem
na chłopaka po drugiej stronie jezdni.
Odwróciłam głowę i widziałam jak zakapturzony mężczyzna rozgląda
się wokoło chcąc przejść przez ulicę. Koniuszki jego włosów wystawały spod
kaptura bluzy i to one go zdradziły. Pokiwałam głową, że się zgadzam.
Tommy przeszedł koło naszego samochodu i podskoczył na
dźwięk klaksonu. Obejrzał się przestraszony i spojrzał prosto w roześmianą
twarz Harrego. Pokręcił głową z niedowierzaniem i pokazał szereg swoich perlistych
zębów. Czym prędzej wsiadł do tyłu samochodu, rzucając jedynie krótkie „cześć”.
Rozejrzałam się wokoło starając się, przypomnieć sobie drogę
powrotną do domu. Byłam pewna, że nie mijaliśmy dziwnego baru oraz miejskiego
klubu dyskotekowego. Zdziwiłam się i już otworzyłam usta, by zapytać się o to
Harrego, gdy rozdzwonił się jego telefon.
- Tak, ehe… teraz? Jasne. A nie możesz ty? Rozumiem, zaraz
tam będę.
Styles zjechał z drogi i zatrzymał samochód. Obrócił się do
nas twarzą, która była bez wyrazu.
- He He He – zaśmiał się Curly wyłamując palce.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Nie jedziemy do domu prawda? – zapytałam.
- Nope – odrzekł Hazza z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co tu się do cholery dzieje? – Lou odezwał się po raz
pierwszy od czasu, gdy wsiadł do
samochodu.
- Bo jest taki maleńki, naprawdę niewielki problemik –
powiedział pokazując palcami jak mały on jest.
- Tak mały jak twój penis? – zapytał Louis szczerząc swoje
kły.
- Chyba miałeś na myśli, że jest aż tak duży.
- Skończcie już te swoje męskie szowinistyczne żarty –
zarządziłam. – Ty – wskazałam na Harrego – powiesz nam jasno, o co chodzi. A ty
– zwróciłam się do Louisa – będziesz przez chwilę cicho i dasz mu dokończyć.
- Tak jest panie kapitanie – zasalutował Lou, co wywołało
salwy śmiechu w samochodzie.
- Więc Oliwia masz rację, wcale nie jechaliśmy do domu.
Miałem was zabrać w pewne miejsce. To był pomysł chłopaków – powiedział
śmiertelnie poważnie. – Zayn mówił, że będzie niezłe PARTY HARD, więc się
zgodziłem.
- Super – ucieszył się Lou. Uśmiechnął się na wizję
porządnej imprezy.
- Na czym polega haczyk? – zapytałam mrużąc oczy.
- Ja… - jąkał się. – Nie mogę na razie z wami pojechać.
Przyjechała Gemma i muszę odebrać ją z lotniska.
- To my pojedziemy z tobą, prawda Tomlinson?
Chłopak pokiwał głową na zgodę.
- Nie – zareagował szybko Harry. – Dajcie spokój. Niall
prosił, żebyście jak najszybciej przyjechali z jedzeniem. Wiecie przecież, że
gdy jest głodny robi się zły prawda?
- W sumie racja – pokiwał głową Boo Bear.
- No, a zanim Gemma przejdzie odprawę, zawieziemy jej rzeczy
do domu to minie trochę czasu, a do tej pory Horan może zabić Malika i Payna w
szale głodu.
- Mądrze gada – powiedział Tommy kiwając głową. Harry
wyciągnął kluczyki z auta i rzucił je w kierunku Tomlinsona.
- Masz stary, tylko nie rozbij mi auta.
Hazza wysiadł z samochodu. Przez chwilę szarpałam się z
pasami, a po chwili poszłam w ślad kędzierzawego chłopaka.
- Styles – rzuciłam za nim.
- Co jest Oliwia?
- Czy naprawdę musisz jechać? Proszę nie zostawiaj mnie –
chłopak uniósł brwi rzucając mi zdziwione spojrzenie. – no wiesz – zniżyłam
głos – z nim.
- Przecież Louis cię nie zje. To tylko godzina jazdy, dasz
radę.
- Harry – jęknęłam.
- Oli naprawdę nie masz się, czego bać. Lou to porządny
chłopak. Nawet ciebie nie tknie. Ja, jak tylko odbiorę siostrę dojadę do was.
- Na pewno…
- Tak, obiecaj, że będziesz bawiła się dobrze.
- Jeśli tylko dojedziesz to tak.
- Obiecuje, że mnie nie zabraknie – odrzekł przyciągając
mnie do siebie. Zamknął mnie w swoich ramionach, mocno przytulając mnie do
swojej piersi.
Niechętnie wróciłam do samochodu kopiąc przydrożny kamień,
który trafił w oponę. Westchnęłam cicho wsiadając do auta. Zapięłam pasy
bębniąc niecierpliwie palcami w deskę rozdzielczą. Louis usadowił się obok mnie
i zamknął drzwi. Opuścił szybę, w której pojawiła się głowa Stylesa.
- Zadzwońcie jak dojedziecie – odrzekł Harry z błyskiem w
oku. – Ja już się będę zbierał.
- Ekhem Harry – odchrząknął Lou- Adres.
- Co? Jaki adres?
- Daj nam adres. Przecież nie wiemy, gdzie jechać.
- aaaaaaa, ten adres – odrzekł i palnął się otwartą dłonią w
czoło.- Adres to… Pa….rk… Roy…I…sa cen…ter?
- Co? – zapytał Boo Bear nie wiadomo skąd wyciągając notes i
skrobiąc na nim niezgrabne literki podyktowane przez kędzierzawego chłopaka.
- Park Roylsa center? – zapytał Lou spoglądając z
powątpieniem w twarz Loczka. – Jest w ogóle taka miejscowość?
Curly zmieszał się i podrapał się dłonią w kark.
- Taak, jasne, że jest. Leży koło Worple…soney bur… - jąkał
się Styles drapiąc się po głowie. W tym samym czasie Lou zapisywał wszystko w
swoim notatniku – pham me…rrow hille? – dokończył szybko Harry. - Jedź w
kierunku Wokingham, a jak się zgubisz to spytasz o drogę - zasugerował, a po
chwili zniknął.
Tomlinson podniósł głowę znad kartki i rozejrzał się wokoło.
Spodziewał się znaleźć tam Stylesa, którego już nie było. Zaklął siarczyście
pod nosem i ruszył w dalszą drogę nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Cisza krążyła wokół nas i wypełniała cały samochód. Bębniłam
palcami w szybę odliczając minuty, które muszę z nim jeszcze spędzić.
Zaczęło się ściemniać, a ja po jakimś czasie straciłam
rachubę czasu. Wydawało mi się, że ta godzina ciągnie się w nieskończoność.
Louis trzymał ręce na kierownicy i uparcie wpatrywał się w krajobraz przed
sobą. Przyglądałam mu się zza swoich średniej długości włosów. Jego niebieskie
oczy skupione były na jeździe. Włosy sterczały we wszystkich kierunkach świata.
Czy nie powinny sterczeć w JEDNYM kierunku? Westchnęłam zwracając na siebie uwagę
chłopaka. Odwróciłam wzrok od niego i wyjrzałam przez okno. Zrobiło mi się
zimno, więc sięgnęłam ręką do pokrętła, żeby zwiększyć ogrzewanie. W tym samym
czasie Lou sięgnął dłonią do radia. Nasze palce spotkały się, a między nimi
przeleciał przyjemny prąd. Oboje cofnęliśmy ręce zdziwieni uczuciem, które nas
wypełniało. W moim brzuchu poczułam rój motyli, który delikatnie łaskotał mnie
starając wydostać się na zewnątrz. Przyjemny dreszcz przebiegł przez całe moje
ciało, a na usta mimowolnie wpłynął uśmiech.
Po chwili Tommy włączył radio, a w nim rozbrzmiał głos
speakera zapowiadając wielki wywiad. Nasłuchiwałam w oczekiwaniu.
- Dzisiaj w naszym radiu gościmy niesamowitego Louisa
Tomlinsona.
- Cześć wszystkim – odrzekł Lou z radia.
Spojrzałam na niego kątem oka (tak z medycznego punktu
widzenia nie mam kąta oka). Louis widocznie zdziwił się, a na jego usta wpłynął
wyraz zdegustowania, jednak nie zmienił stacji.
- Więc – zaczął speaker - Jaka jest ta „Jedna Rzecz” (One
Thing), którą kochasz w każdym z chłopaków?
- Niall jest taki beztroski. Kiedy budzi się rano, jest nieszczęśliwy, ale poza tym kocha życie. Liam jest tym rozsądnym. Kiedy zazwyczaj z nim jestem, to właśnie ja jestem tym głupim i niedojrzałym – jesteśmy naprawdę stuknięci. Z Zaynem dobrze jest usiąść i porozmawiać na każdym temat.
Na koniec dnia, siadamy wspólnie i rozmawiamy o naszym życiu przed One Direction albo ogólnie o wszystkim. Z Harrym mamy wiele wspólnego i od pierwszego dnia byliśmy naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Często rozmawiamy.
- Niall jest taki beztroski. Kiedy budzi się rano, jest nieszczęśliwy, ale poza tym kocha życie. Liam jest tym rozsądnym. Kiedy zazwyczaj z nim jestem, to właśnie ja jestem tym głupim i niedojrzałym – jesteśmy naprawdę stuknięci. Z Zaynem dobrze jest usiąść i porozmawiać na każdym temat.
Na koniec dnia, siadamy wspólnie i rozmawiamy o naszym życiu przed One Direction albo ogólnie o wszystkim. Z Harrym mamy wiele wspólnego i od pierwszego dnia byliśmy naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Często rozmawiamy.
- Dużo ostatnio słyszymy o „Larrym”. Wiele fanów uważa, że
Larry jest prawdziwy. A co sądzi o tym sam Louis Tomlinson?
- To temat, który na początku był śmieszny, ale trudno sobie
poradzić z tym teraz, kiedy pojawia się ktoś ważny w moim życiu.
- Masz na myśli dziewczynę?
- Nie jednorożca z krainy tęczy. Jasne, że dziewczynę.
- Więc, jaka ona jest?
- Może najpierw skończę temat Larrego dobrze? Jesteśmy z
Harrym najlepszymi przyjaciółmi, ludzie śledzą każdy nasz ruch, a to, że
jesteśmy przecież osobami publicznymi tylko pogłębia tą sytuację. Chcemy z tego
żartować, ale zdaje się, że za każdym razem, kiedy cokolwiek zrobimy, pojawiają
się różne plotki. Zachowuję się wobec Harrego tak, jak do reszty chłopaków, czy
Stana – mojego przyjaciela z dzieciństwa.
- Wracając do twojej dziewczyny…
- To takie wielkie słowa „moja dziewczyna”. Nie jest moja i
prawdopodobnie nigdy nie będzie, ale…
- Czyli jest ktoś, kto oprze się urokowi Louisa Tomlinsona?
- Tego nie powiedziałem. Ulega, każda z nich ulega.
Prychnęłam pod nosem. Dobra próba Tomlinson.
- Co ? – zapytał Louis przerywając mi wywiad.
- Każda ulega? Lepszego żartu w życiu nie słyszałam.
Louis otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak przerwał mu
speaker.
- W kwestii całowania. Jak lubisz być całowany?
- Bardzo dziwne pytania zadajesz, jak na faceta oczywiście.
Lubię pocałunki, które nie są za szybkie ani nie są w pośpiechu. Taki pocałunek
jest dobry.
- Mamy kilka pytań od fanów z Twittera. Pierwsze jest od
Julie. Czy jakakolwiek fanka przedostała
się kiedyś przez ochronę?
- Ktoś chciał mnie kiedyś pocałować. To było całkiem dziwne.
- Kto chciał cię pocałować?
- Uhm. To był mężczyzna. To stało
się, gdy szliśmy. Koleś był bardzo nalegający. Zaczął się nawet ustawiać do
pocałunku.
- I?
- Złapałem go i odciągnąłem.
- Co wyróżnia 1D od innych
zespołów/wykonawców? Pyta Cass.
- To, że w każdej sytuacji
staramy się być sobą. Nigdy nie bierzemy niczego na poważnie.
- I tym ostatnim optymistycznym
akcentem kończymy nasz wywiad z Louisem. Jest coś, co chcesz powiedzieć swoim
fanom?
- Nie czekajcie na coś, co się
zdarzy. Weźcie życie w swoje ręce i idźcie spełniać marzenia.
Speaker puścił znajomą mi
piosenkę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to I Wish. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą, a obecność Tomlinsona
nie działała kojąco. Jego zapach wypełniający cały samochód drażnił każdy
centymetr mojego ciała doprowadzając mnie do szału. Louis jakby na złość
ściszył radio i zaczął nucić kolejne takty piosenki.
- Oliwia? – zapytał starając się
zwrócić na siebie moją uwagę. Powoli odwróciłam głowę wpatrując się w jego
błękitne oczy.
- T..tak? – wyjąkałam. Dlaczego
on tak na mnie działał? Dlaczego przy nim mój język zamieniał się w jakąś papkę
i nie był zdolny do wymówienia jakiegokolwiek słowa?
- Pamiętasz ten koncert, na który
wysłałem ci bilety?
Kiwnęłam głową.
- Pamiętasz jak śpiewałem tą
piosenkę prawda?
- Tak, ale nadal nie rozumiem, do
czego pijesz…
- Śpiewałem tą piosenkę z myślą o
tobie.
Zachłysnęłam się powietrzem. Czy
ja się przesłyszałam? Łapałam głębokie oddechy próbując uspokoić nerwy.
- Daruj sobie Tomlinson.
- Ja chciałem….
- Tylko pogarszasz swoją sytuację
– odpowiedziałam i odwróciłam się twarzą do okna.
Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej,
a ja coraz bardziej irytowałam się tym, że nie jesteśmy jeszcze na miejscu. Nie
wiem ile trwałam w tym stanie. Próbowałam wmawiać sobie, że powinnam być
cierpliwa, jednak to też miało swoje granice.
- Oliwia – wyszeptał cicho
chłopak.
- Słucham? – odpowiedziałam
szorstko. Spojrzałam na niego wysuwając podbródek.
- Bo wiesz… Wydaje mi się, że ta
godzina już dawno minęła.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Zgubiliśmy się.
- Tomlinson powiedz, że to żart.
- Czy ja wyglądam jakbym
żartował?
- Nie. Doprowadzaj. Mnie. Do.
Szału.
- Tylko się nie denerwuj.
Zatrzymamy się i zapytamy o drogę.
- Gdzie pośród tego zadupia masz
zamiar się pytać o drogę? KOGO?
- Tylko nie panikuj. Tam stoi
jakaś kobieta – pokazał wskazując na… Nie wiem czy można było nazwać ją
kobietą. Trafniejszym określeniem byłaby prostytutka.
- Ja nie wiem czy to dobry pomysł
– zwróciłam się do chłopaka kręcąc głową. Jednak ten odpiął już pasy i wyszedł
z samochodu.
Zostałam w środku spoglądając w
kierunku Louisa. Niby wyglądali normalnie, dopóki ona nie położyła dłoni na
jego ramieniu i nie zaczęła zjeżdżać nią niżej. Coś mnie drgnęło w środku.
Zazdrość zakuła mnie w serce. Wyplątałam się z pasów i wysiadłam z samochodu.
- Louis! – krzyknęłam za nim
łapiąc się pod boki. Kobieta momentalnie odskoczyła od niego i spoglądała na
mnie z malującym się przerażeniem. – Kochanie, co tam tak długo robisz? –
zapytałam, podchodząc do nich bliżej.
- Pytałem się tej kobiety o drogę
i…
- I to był powód, dla którego ona
cię dotykała? – powiedziałam słodkim głosem zwracając się do kobiety. Moja
twarz musiała być przerażająca, bo kobieta skuliła się jeszcze bardziej.
- Ja…
- Może powiesz nam gdzie leży
miejscowość, której szukamy? Kochanie jak ona się nazywała?
Lou jakby nagle oprzytomniał.
Wyciągnął notes.
- Park Roylsa center? Mówi ci to
coś? – Kobieta parsknęła śmiechem.
- Co cię tak bawi? – zapytałam
podchodząc krok do przodu. Umilkła.
– Ktoś musiał sobie zrobić z was
jaja, bo nie ma takiej miejscowości.
- Co? – zapytałam podnosząc głos
o dwie oktawy.
- Styles – wysyczał Louis przed
zaciśnięte zęby.
- Dziękujemy. Miłej yhm… pracy –
odrzekłam ciągnąc zdezorientowanego Lou za sobą. Przy samochodzie
przystanęliśmy na chwilę.
- Dziękuję – odrzekł z wyraźną
ulgą.
- Za co? Przecież mężczyźni lubią
takie rzeczy.
- Ale nie ja. Jesteś świetną
aktorką – powiedział obejmując mnie w pasie.
- Nie przyzwyczajaj się –
odrzekłam i strzepnęłam jego rękę. Wsiadłam do samochodu, a chłopak usiadł za
kierownicą. – I co teraz zrobimy? Wracamy?
- Nie ma mowy. Nie dam rady
przejechać ośmiu godzin z powrotem.
- Może ja mogłabym?
- Oliwia – zwrócił się do mnie. –
Chętnie dałbym ci te kluczyki, bo naprawdę śpieszy mi się, żeby dokonać mordu
na Harrym, jednak nie chcę ryzykować twojego zdrowia.
Westchnęłam cicho.
- Znajdziemy jakiś motel i rano
wrócimy okej? – zapytał spoglądając w moją twarz.
-Jasne, co tylko chcesz –
odpowiedziałam, wiedząc, że i tak nie mam większego wyboru.
Tym razem nie jechaliśmy tak długo jak poprzednio. Louis w
dość szybkim czasie znalazł przydrożny dom, który miał być imitacją hotelu. Po
ciuchu wysiedliśmy, a Tommy zamknął samochód. Rozejrzałam się. Okolica wydawała
się dziwna i podejrzana. Boo Bear nie czekając pociągnął mnie za sobą do tego
motelu. Od progu przywitał mnie niezbyt przyjemny zapach, jednak im dłużej tam
stałam tym łatwiej było mi go ignorować. Louis zadzwonił dzwonkiem, a po chwili
pojawiła się starsza kobieta. Podeszłam bliżej nich, a w tym samym momencie
zgasło światło. Gęsia skórka pojawiła się na całym moim ciele. Przerażona
rozglądałam się wokoło szukając Tomlinsona. Czyjaś ciepła ręka złapała mnie i
splotła swoje palce z moimi. Poczułam ciepły oddech chłopaka na swojej szyi, a
wokół mnie roztaczał się jego zapach, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
Światło rozbłysło w pomieszczeniu rażąc mnie w oczy, które
przyzwyczaiły się do ciemności.
- Czego sobie życzycie? – zapytała kobieta żując gumę.
- Pokój z dwoma łóżkami.
- Nie ma, wszystko jest zajęte. Jedynie został z łożem
małżeńskim.
Chłopak spojrzał na
mnie, na co ja wzruszyłam ramionami.
- Niech będzie. Ile płacę?
- 200 funtów.
- Ile? – zapytał.
- 210 funtów.
- Przed chwilą było 200.
- Cena wzrasta z każdą minutą.
- Nie zapłacę 200 funtów za pobyt w jakimś obskurnym
miejscu.
- Albo płacisz albo noc spędzasz na dworze.
Szatyn niechętnie odliczył banknoty i położył je na ladzie.
Zabrał klucz i pociągnął mnie za sobą do pokoju.
Louis wszedł pierwszy i zapalił światło. Pomieszczenie było
małe. Łóżko wyglądało na czyste, tak jak reszta rzeczy w tym pokoju. Weszłam za
nim, a Tommy zamknął za mną drzwi. Przeszłam przez pokój i weszłam do łazienki.
Mała klitka, jednak dało radę się wykąpać. Zamknęłam się od środka i rozebrałam
się. Weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek z wodą. Poleciała ciepła woda,
która po chwili zmieniła się w lodowatą, przyprawiając mnie o dreszcze. Jak
najszybciej potrafiłam, wymyłam się i wyszłam stamtąd. Nie chciałam narzekać,
ani zgrywać księżniczki. Louis zapłacił za to miejsce, a ja wolałam nie
wybrzydzać. Wyszłam z łazienki i położyłam się na łóżku. Tomlinson wstał i
poszedł do łazienki. Przykryłam się szczelnie kołdrą, która okazała się cieńsza
niż myślałam. Szczękając zębami myślałam o minionym dniu. Tak wiele się
wydarzyło. Spędziłam z Louisem prawie dziewięć godzin i nie miałam ochoty go
zabić. Moje rozmyślania przerwał Lou wychodzący z łazienki. Spojrzałam
dyskretnie w jego stronę. Był w samych bokserkach, które idealnie podkreślały
jego tyłek. Przyglądałam się jego umięśnionej klatce piersiowej z otwartymi
ustami. Jak można być tak seksownym i chować to pod koszulką? Przecież to grzech.
Westchnęłam cicho zamykając oczy, jednak przed nimi ciągle stawał obraz
szatyna. Otworzyłam je ponownie, jednak nigdzie go nie było. Usiadłam
pospiesznie na łóżku i zobaczyłam jak układa się do snu na podłodze. Moje serce
zmiękło na ten widok. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, jednak przypomniała
mi się ten dzień, gdy wróciłam do domu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, jednak
obraz zalewał moją głowę. Pocierałam ramiona dłońmi próbując ocieplić moje
ciało, jednak na nic się to zdawało. Z minuty na minutę było mi coraz zimniej.
W tym momencie nie czułam już stóp, ani palców.
- Zimno – rzuciłam mimochodem sama do siebie. Wiedziałam, że
Louis nie śpi.
- Czy to jest aluzja do pewnych miłych rzeczy? – zapytał
zachrypniętym głosem.
- Pf Tomlinson. Masz doskonałą wyobraźnię, jak na mózg
pięciolatka.
Boo Bear podszedł do mnie. Oddał mi swoją kołdrę i okrył
mnie nią szczelnie. Wrócił na swoje miejsce. Między nami zapadła cisza.
Słyszałam miarowy oddech chłopaka, który z minuty na minutę robił się coraz
płytszy.
- Czy tylko mi jest tak przeklęcie zimno? – przerwałam
ciszę. Nie chciałam, żeby Louis spał. Może byłam w tamtym momencie samolubna,
jednak ostatnią rzeczą, jaką pragnęłam było zostanie tu całkiem samą.
Odwróciłam się na bok i zacisnęłam oczy próbując zapomnieć o
chłodzie. Myślałam o herbacie, kawie i wszystkich tych ciepłych pysznościach.
Czułam jak łóżko ugina się pod ciężarem szatyna. Kołdra
odchyliła się wpuszczając nieprzyjemny chłód. Poczułam ciepłe ramiona chłopaka,
który w opiekuńczym geście przyciągnął mnie do siebie. Drgnęłam i wyprostowałam
się jak struna. Przypomniała mi się wizja, która nawiedzała mnie już od pewnego
czasu. Joe. Czy ty musisz siedzieć w mojej głowie nawet teraz? Panika narastała
w moim umyśle, który pracował na najwyższych obrotach. Próbowałam się wyrwać, jednak szatyn uparcie
trzymał mnie w swoim mocnym uścisku. Jego ciepły oddech delikatnie muskał moje
ucho, przyprawiając mnie tym samym o szybsze bicie serca.
- Nie wierć się – wyszeptał, a po moim ciele przeszedł
przyjemny dreszcz. – Nie zrobię ci krzywdy. Chcę tylko, żeby było ci ciepło.
Rozluźniłam nieco mięśnie.
- Ja już wiem, czego ty chcesz Tomlinson – wysyczałam
zgrzytając zębami.
- Oliwia – jęknął – Czy możesz, chociaż na chwilę przestać
robić sceny? Myślisz, że mi uśmiecha się leżenie z tobą w jednym łóżku?
- Zapamiętaj ten moment Tomlinson, żebyś za kilka lat pamiętał,
jaki zaszczyt cię kopnął.
- Ha ha ha nie. Wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim
miejscu? Zabiłby cię, żeby leżeć tu ze mną.
- Żadna nie dorasta mi do pięt. Wstydź się. Porównywać mnie
do nich? Idiota.
- Nie obrażaj moich fanek. A poza tym to przerost formy nad
treścią.
- Powiedział facet, który uważa się za boga seksu.
- Wolę być bogiem seksu, niż ukrytą blondynką.
- Na twoim miejscu walnęłabym się w ścianę, ale martwię się
czy utrzyma twoje ego.
- Zamiast martwić się o moje ego, może lepiej zajmij się
swoim Sretthew ? (wiecie [metju] [sretju])
- Czy ja wyczuwam nutkę zazdrości w twoim głosie?
- To powinnaś zapoznać się z treścią ulotki dołączonej do
opakowania, bądź skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy taki
tekst niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. A tak serio, to
nie wiem, co w nim widzisz.
- Jest miły.
- To chyba jeszcze go nie znasz – parsknął Tommy.
- To może mnie oświecisz „Panie Wszystkowiedzący”?
- Sama do tego dojdziesz w odpowiednim czasie. Wtedy
wspomnisz moje słowa. Poza tym on nie ma tego, co ja.
- A co ty masz takiego, czego on nie ma? – zapytałam ze
śmiechem.
- Ciebie. W swoich ramionach, tej nocy.
- Czy mi się wydaje, czy zrobiło się cieplej?
- Przyznaj to ja tak na ciebie działam – zaśmiałam się w
odpowiedzi.
- Dobranoc Lou – szepnęłam odwracając się i odsuwając się na
drugi koniec łóżka.
Tommy złapał mnie w pasie, przyciągnął mnie do siebie i
odwrócił tak, że nasze twarze niemal się stykały. Podniosłam na niego zaspane
oczy. Jego błękitne tęczówki zdawały się świecić w ciemności. Z każdą sekundą
przyciągały mnie coraz bardziej. Wstrzymałam oddech. Czułam się tak, jakby te głupie
motyle miały rozsadzić mi brzuch. Nie zauważyłam nawet, kiedy nasze usta
znalazły się minimetry od siebie.
- Nie sądzisz, że
należy mi się nagroda? – zapytał muskając swoim oddechem moje wargi.
- Co masz na myśli mówiąc nagroda?
- Chyba doskonale wiesz, o czym mówię – odpowiedział
zachrypniętym głosem, a każde wypowiedziane przez niego słowo przyprawiało mnie
o dreszcz.
- Nie za bardzo – odrzekłam drażniąc się z nim. Delikatnie
musnęłam policzek chłopaka, a z jego ust wydobył się cichy jęk niezadowolenia.
- Wiesz, co Oliwia? Jeżeli mam się czuć winny to będę czuć
się winny za to – odrzekł i wpił się w moje usta niemal je miażdżąc. Przez tak
długi czas zdążyłam zapomnieć jak smakują jego usta. Tęskniłam za ich smakiem,
wyglądem, kształtem. Nasze języki wpadły
w szał namiętności kręcąc malutkie kółeczka. Poczułam przyjemność rozlewającą
się po moim ciele.
- Czy to ty kilka godzin temu nie mówiłeś, że nie przepadasz
za szybkimi pocałunkami? – oderwałam się od niego łapiąc oddech.
- Pieprzyć to.
Popchnęłam go na łóżko. Louis uniósł się na łokciach
spoglądając na mnie pytająco. Usiadłam na jego brzuchu i pocałowałam jego pełne
wargi. Drażniłam się z nim, raz odrywając się, a raz go całując. Wywołało to
jęk niezadowolenia. Po chwili Lou zaczął całować moją szyję, czym doprowadzał
mnie wręcz do szaleństwa. Delikatnie przygryzałam płatek jego ucha. Oderwaliśmy
się od siebie wpatrując się głęboko w swoje oczy. Wydawało mi się, że topiłam
się coraz bardziej w jego niebieskich tęczówkach. Nie było już dla mnie ratunku,
mimo tego, że Louis nie był dla mnie dobry. Tommy przyciągnął mnie do siebie i
delikatnie głaskał mnie po plecach.
- To był błąd – powiedzieliśmy niemal równocześnie.
- To się nie uda. Ta cała prasa, sława. Nie chce tego.
- Wiem Oli, wiem.
- I co teraz będziemy udawać, że nic między nami nie zaszło?
- A widzisz jakieś inne wyjście?
- Nie, ale ja tak nie potrafię.
- Dasz radę, jesteś silna. Nienawidzisz mnie przecież
prawda?
- Po części tak było, ale…
- Nawet nie wiem, co takiego zrobiłem, ale to jest nieważne.
Powinniśmy się zachowywać tak samo jak przed przyjazdem tutaj.
- Tak, masz rację Tomlinson.
- Mogłabyś przestać mówić na mnie po nazwisku, kiedy
jesteśmy sami, Waldorf?
- Dobranoc Louis – odrzekłam muskając jego wargi.
- Dobranoc słońce. Miłych snów – powiedział przyciągając
mnie do siebie jeszcze bardziej.
Zasnęłam usypiana jego zapachem i dotykiem. Pragnęłam, żeby
tak było już zawsze.
Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające przez
okno. Na wspomnienie nocy uśmiechnęłam się mimowolnie. Lou kurczowo trzymał
ręce na mojej tali, jakby obawiając się, że ucieknę. Spojrzałam w jego twarz,
która przypominała twarz młodego boga. Chciałam codziennie budzić się w jego
ramionach, ale wiedziałam, że to nierealne. Delikatnie pogłaskałam jego
policzek, a na jego usta wpłynął lekki uśmiech. Wyplątałam się powoli z jego
ramion i wstałam ubierając fioletową bluzę Stylesa. Usiadłam koło okna i
westchnęłam patrząc przez siebie. Przybrałam minę zimnej suki. Przecież zabawa
trwa. Już jest za późno, żeby się wycofać.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Najdłuższa notka w historii tego bloga. Dokładnie 6644 wyrazów. Sama jestem w szoku. Gratuluje tym, którzy przeczytali notkę do końca. Mam nadzieję, że warto było.
Czas na dedyki. Pierwszy z nich wędruje do Marley. Kochana siedzi ze mną na skype już równo 9:49:20 i nie narzeka na moje towarzystwo. Również przyczyniła się do powstania tego rozdziału m.in. z połączenia nazw miejscowości, co czyni to wszystko jeszcze śmieszniejsze. Marley - dziękuje <3
Kolejny leci dla Renifcia, który jeszcze może nie ma rogów i czerwonego nosa, ale jest wciąż obecna. Tobie też dziękuje za pomoc i pomysły, które oczywiście wykorzystałam, bo są genialne. Tobie też dziękuje za rozmowę na skype <3
Trzeci dedyk jest dla wszystkich stałych bywalców i wszystkich, którzy zostawiają komentarze. Dzięki wam łezka kręci mi się w oko.
Jeśli ktoś chciałby obserwować mojego bloga to zapraszam poniżej. Jeżeli macie jakieś pytania do mnie odnośnie bloga, czy czegokolwiek innego kierujcie je tu ---> KLIK
Jeśli ktoś chciałby obserwować mojego bloga to zapraszam poniżej. Jeżeli macie jakieś pytania do mnie odnośnie bloga, czy czegokolwiek innego kierujcie je tu ---> KLIK
Dzisiaj przeżyłam dwa razy 02:02, więc mam nadzieję, że to przyniesie mi szczęście.
Z najlepszymi pozdrowieniami
dead_golldfish
CZYTAM=KOMENTUJE
jej pierwsza komentuje :D pierwsze to zajebisty rozdział. czytałam go i szkoda że nie skończył. ten pomysł Stylesa żeby udawać w radiu Toml insona mnie rozwalil. później rozmowa Lou z ta prostytutka i reakcja Oliwi <3333 no i ich noc w hotelu. mega rozdzial. chyba jeden z najlepszych <3333 nie mogę się doczekać następnego. pozdrawiam :*****
OdpowiedzUsuńPS pisz jak najszybciej bo umieram z ciekawosci. chyba nie chcesz śmierci jednej z czytelniczek ?? <3<3<3
Dla sprostowania. Harry nie udawał Lou w radiu. Wywiad był po prostu nagrywany, więc to był w 100% Lou.
UsuńPozdrawiam
dead_golldfish
Jezu, Jezu, Jezu!
OdpowiedzUsuńkobieto! ja przez Ciebie umrę. nie wierzę, że po tym wszystkim co wydarzyło się w tym hotelu oni nadal będą udawać, że im na sobie nie zależy. to nie może tak być. wiesz, ja bym chciała, żeby już wszytko zaczęło się układać i było miło.
czekam na następny rozdział :)
@anitka_1D
http://welcome-in-tomlinsons-house.blogspot.com/
Napisałabym coś, ale nie wiem dlaczego się rozpłakałam... o mamo, reniferowe łzy.
OdpowiedzUsuńEJJJ KURDE! OLIWIA jest jak mur berlinski ;/ kurde ogarnij sie kobieto , ja bym juz milion razy dala sie temu poniesc <3 ogolnie to swietny rozdziaaaaaaal <3 chce zeby w koncu byli razem, bez zadnych metju, sretju, i dupiszonow ktorzy sie wtracaja! :D a Harremu bym wybaczyla, bo chyba lepiej czasu nie moglabym spedzic ...... :D:D - Kate.
OdpowiedzUsuńOoo maaatkooo! To chyba najlepszy rozdzial tego opowiadania! To było..GENIALNE KURWA GENIALNE!
OdpowiedzUsuńFAJOWEE, MISTRZU ! ♥
OdpowiedzUsuńI DŁUUGIE, TO JESZCZE 1 PLUS *-*
OGÓŁEM MÓWIĄC, ZAJEBISTE XD
JEEJ, OLI I LOU SIĘ POWINNI ZEJŚĆ , A NIE UDAWAĆ ŻE NIC NIE MA *_*
ONI SĄ TACY KOCHANI , WEŹ ICH ZE SOBĄ ZNÓW ZŁĄCZ *-*
NO I MYŚL TERAZ NAD KOLEJNĄ NOTKĄ, ZACNA OLU XD
I WIESZ, NIE OBRAZIMY SIĘ JAK BĘDZIE TAK SAMO DŁUGA ^^
LOVE YOU, LIKEYOUBITCHES ♥
zdecydowanie ten fragment jak harry podaje im ten adres, jest jednym z najlepszych jakie napisałaś. chociaż nie chcę obrażać innych rozdziałów, dlatego powiem, że wszystko to co napiszesz jest wspaniałe *-* oh droga oliwio i louisie, czy na mózg wam padło?! przecież gołym okiem widać, że tych dwoje ciągnie do siebie i chyba sami też to zauważyli, to czemu zachowują się jak rozwydrzone bachory?! oburzyłam się, jednak wiem, że wszystko ma drugie dno i mam nadzieje, że szybko przestaną, chować do siebie urazę i będą razem, będą mieć gromadkę dzieci, będą siedzieć na bujanych fotelach, siwowłosy louis i pofarbowana oli *-* moja wyobraźnia nie zna granic, okej. czekam na następny i ekhem... na mnie! :D haha tylko szlachta wie o co chodzi :o [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY KURWA *_________*
OdpowiedzUsuń~Alex
ja chce juz kolejnye rozdzialik ;33333
OdpowiedzUsuńDAWAJ NEXT!!!!!!!!!! PISZ <3 chorowitko ty <3
OdpowiedzUsuńnext, next, next <3 nie pozwol mi czekać!
OdpowiedzUsuńziemniaku! bo sie nie spotkamy w styczniu!
OdpowiedzUsuńPS I TAK CIE UPIJE <3
OdpowiedzUsuńtakze wiesz.... :D:D PISZ <3
OdpowiedzUsuńakurat teraz nie masz nic do roboty ........ :D:D chorujesz sobie w domku :D
OdpowiedzUsuńto dupa w troki i pisz <3
OdpowiedzUsuńnooooooo ibko, ibko, ibko ;O
OdpowiedzUsuńILE JESZCZE MAM CZEKAC ? ;-(
OdpowiedzUsuńPIIIIIIIIIIIIIIIIIIIISZ i tak nie masz nic do roboty :D
OdpowiedzUsuńale ze mnie tępe dziecko. nie napisałam ci komentarza XD
OdpowiedzUsuńOMFG ! booskie <3 Harry to geniusz nad geniusze. a to jak podawał nazwę miejscowości nie różni się za dużo od jego normalnej mowy XD nie dziwota, że nie zakumali, że to podstęp XD
pozwolisz, że zrobię sobie małą reklamę i zostawię to adres mojego bloga XD
http://spy-of-love.blogspot.com/
juz ci pisalam co uwazam w sms (jak jeszcze je miałam ...) ale napisze i tutaj, że rozdział ten baaaaaaaaardzo mi sie podoba i poruszył moją wyobraźnię i pomimo NIBY najdłuższego rozdziały w historii moments czułam niedosyt jak przeczytałam, chciałam wiecej NO. liczę na kolejną nn na dniach :)) x
OdpowiedzUsuń