poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział XX



Poczułam zimne powietrze na mojej skórze. Zadrżałam. Chłód grudniowej nocy drażnił moje ciało. Nieprzyjemne zimno przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy minął listopad. Wszystko działo się tak szybko. I tu nagle zawitał grudzień, przynosząc ze sobą opady śniegu. Miesiąc Reniferów, puddingu, a przede wszystkim świąt. Kochałam Boże Narodzenie. Uwielbiałam te wspaniałe zapachy, które przypominały mi o świętach u babci. Jako dziecko kochałam ubierać choinkę. I nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę. Zawsze uważałam, że w Bożym Narodzeniu nie chodzi o branie i te wszystkie prezenty. Tak naprawdę liczyło się dawanie i sprawianie drugiej osobie radości. Mimo wszystko wpadałam w szał grudniowych zakupów. Jednym słowem, to, że lubiłam dawać równało się temu, że kupowałam prezenty, jak każdy. Proste równanie. Boże Narodzenie = Szczęśliwa Oliwia. Nie wiem, dlaczego w tym roku grudzień nie nastawiał mnie optymistycznie. Coś wewnątrz mnie przygaszało te uczucie podniecenia i szczęścia.
Zaszczękałam zębami z zimna wracając do rzeczywistości. Otworzyłam oczy, jednak zobaczyłam ciemność. Oprawca założył mi na oczy przepaskę. Próbowałam krzyczeć, wyrwać się, jednak zdało się to na nic. Starałam się zdjąć opaskę, jednak jak przypuszczałam mężczyzna mi to uniemożliwiał. Chłopak trzymał dłoń w mocnym uścisku, co przyprawiało mnie o jeszcze większe mdłości. Zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno wzięłam rano tabletki. Odkąd zemdlałam Harry na każdym kroku chodził za mną i pilnował, żebym przyjęła odpowiednią dawkę.
Nie wiem, jak długo szliśmy, ale z minuty na minutę robiło mi się coraz zimniej. Wydawało mi się, że moje palce u stóp odpadną za chwilę z odmrożenia.
- Gdzie idziemy? – Odważyłam się zapytać, opanowując kolejne szczęknięcia zębami. Odpowiedziała mi głucha cisza, przerywana echem naszych kroków.
Poczułam coś ciepłego na swoich ramionach. Widocznie musiał zdjąć marynarkę.
 Jaki z niego dżentelmen – pomyślałam z sarkazmem.
Nie wiem jak długo szliśmy. Po jakiś 15 minutach straciłam rachubę czasu.
- Wiesz, że to porwanie? – Zapytałam, a w odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech, który skądś znałam. – Czy możesz zabrać mnie do domu? Palce mi odpadają. Jest mi zimno, jestem zmęczona. Naprawdę cię proszę.
NIC. Jak zwykle świat mnie olewa, ale cóż, w sumie idzie się przyzwyczaić. W pewnej chwili usłyszałam jakieś tajemnicze szepty, a po chwili strumień ciepłego powietrza przyprawił mnie o bezdech. Zakrztusiłam się. Chłopak poklepał mnie po plecach. Chciałam uśmiechnąć się z wdzięcznością, a potem przypomniałam sobie, że on mnie porwał.
- Gdzie jesteśmy? Proszę puść mnie.
Usłyszałam straszny hałas, który rozsadzał mi uszy.
- Proszę chodźmy stąd! Boję się – powiedziałam, zanim ugryzłam się w język. Czy nie tego kiedyś mnie uczyli w szkole? Żeby nie okazywać strachu nieznajomym? On mógł to wykorzystać!
Przeklinałam się w myślach za za długi jęzor. Mężczyzna w odpowiedzi wzmocnił uścisk, a ja kurczowo trzymałam się jego dłoni. Przeciskaliśmy się, co oznaczało, że byliśmy w jakimś dużym pomieszczeniu, gdzie było pełno ludzi. Czułam jak ktoś wciska mi łokcie w żebra, więc przywarłam bliżej do ciała chłopaka. Syknęłam z bólu. On objął mnie w pasie i przyciągnął bliżej do siebie.
- Dziękuję – szepnęłam i ponownie ciągnęłam się za nim.
W pewnym momencie chłopak stanął, a ja szłam dalej zamyślona. Wpadłam na niego praktycznie zwalając go z nóg.
- Przepraszam.
Chłopak wciąż nie ściągał przepaski, co zaczynało mnie już irytować. Dotknęłam dłońmi delikatnego materiału, jednak on zorientował się o moich zamiarach. Złapał moją dłoń, a wzdłuż mojego kręgosłupa przepłynęły przyjemne dreszcze. Kim on był? – To pytanie naprawdę nie dawało mi spokoju. Poczułam, że się czerwienie. Jeden dotyk i zamieniam się w buraka? Coś tu jest zdecydowanie nie halo.
- Gdzie jesteśmy? I co tutaj robimy? – Dopytywałam się, licząc na to, że złamię chłopaka.
- Expect unexpected – powiedział mi ktoś z boku. Nie znałam jego głosu.
- Proszę wypuść mnie – jęczałam. Poczułam jego palec na swoich ustach. Ośliniłam go, a chłopak cofnął go zdziwiony.
- Bleee – powiedział. Zachichotałam pod nosem.
W tym samym momencie rozległy się krzyki i piski, które mnie irytowały.
- Co się dzieje? – Dopytywałam się. Serce biło mi jak oszalałe.
- Hello London! – usłyszałam znajomy głos. – How you guys doing? Let’s start big show! I never dedicate songs, but someday will have to be first time. Today is right place right time for it. This song is Eds love song – powiedział to, a moja ekscytacja sięgnęła granic. KONERT EDA! RZECZ O KTÓREJ MARZYŁAM, SPEŁANIA SIĘ. WŁAŚNIE TERAZ! MIAŁAM OCHOTĘ SKAKAĆ I KRZYCZEĆ Z RADOŚCI. Jednak wciąż nie wiedziałam, kim jest osoba, która mnie tutaj zabrała. – It is about the best friends, who fall in love. I wrote it for my friends wedding, but today is with us my mate, who wants to do something crazy.
This song is dedicated for a girl that he likes very much. He told me that I have to say that she’s amazing, beautiful and sexy. You know all the things, which tell guy in love. Just kidding. Every time when I hang out with him, he speak how lucky is he that he met her.
So let’s see! Oliwia this song is for you! – Czy ja się przesłyszałam? Czy on powiedział: OLIWIA? Moje serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. – If you came for this gig tonight with your best friend who maybe you been secret in love and you’re a bit afraid for to tell her. So tonight Ed play a love song and everything will be fine. It’s perfect start and time to express it. So don’t wait! HUG! KISS! JUST BE HAPPY!
Usłyszałam pierwsze ciche pociągnięcia strun, a potem melodia pochłonęła mnie całą. Już nie miałam wątpliwości gdzie jestem. Nie wierzyłam w to, co słyszę. Delikatnie uszczypnęłam się w rękę, sprawdzając czy to przypadkiem nie kolejny sen. Muzyka delikatnie drażniła moje uszy przyprawiając mnie o uśmiech na twarzy.
- Settle down with me
Cover me up
Cuddle me in
Lie down with me
And hold me in your arms
And your heart's against my chest, your lips pressed to my neck
I'm falling for your eyes, but they don't know me yet"
W tym momencie chłopak ściągnął mi opaskę. Stałam dosłownie pod sama scena. Wpatrywałam się oniemiała w Eda, który uśmiechał sie do mnie czarująco.
"And with a feeling I'll forget,
I'm in love now
Kiss me like you wanna be loved You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We're falling in love"
Usłyszałam ciche odchrząkniecie z tylu. Odwróciłam się. Moje oczy rozbłysły na jego widok. Zaniemówiłam. Jego niebieskie jak tafla oceanu oczy wpatrywały się we mnie z radością przyprawiając mnie o miękkie kolana. Jego włosy sterczały we wszystkie strony dodając mu uroku. Na jego ustach zabłąkał się nieśmiały uśmiech. Gdyby nie to, że obejmował mnie w pasie, myślę, że dawno znalazłabym się na ziemi.
- Kiss me like you wanna be loved - wyszeptał prosto do mojego ucha.
Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyłam małe iskierki szczęścia. Wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam jego usta. Chłopak nie zważając na nic pogłębił pocałunek. W tle leciał Ed, a ja czułam się nieziemsko.
- Ja i ty... Trzy metry nad niebem - wyszeptałam obdarowując go najpiękniejszym uśmiechem, jaki posiadałam. Szatyn przytulił mnie do siebie. Kiwaliśmy się w rytm piosenki Eda.
- Skąd wiedziałeś?
- Tajemnica.
- Niall ci powiedział!
- Nie.
- Jestem pewna, że to on! Ale jeśli nie, to...
- Skąd wiem? Oli, jeśli ktoś chodzi po domu i nuci w kółko te same piosenki to, co się dziwisz.
Zaśmiałam się. Nie było dnia, w którym nie śpiewałabym Give Me Love albo Drunk.
- Dziękuję - szepnęłam wtulając się w jego ramiona.
- Nie ma, za co.
- Spełniłeś jedno z moich marzeń Lou. Na zawsze zapamiętam dzisiejszy dzien.
Szatyn jedynie się uśmiechnął. Do końca koncertu już nie rozmawialiśmy. Wsłuchiwaliśmy się piosenki, które przyprawiały mnie o gęsia skórkę. Cały czas wstrzymywałam łzy. Sheeran zawsze je u mnie wywoływał. Przy The A Team poleciały pierwsze strumienie. Lou starał się je wycierać, jednak po chwili nie nadążał.
- Nie płacz błagam. Nie potrafię spokojnie patrzeć na twoje łzy - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Jego zapach wypełniał moje nozdrza. Nawet nie spostrzegłam, kiedy koncert się skończył. Chłopak mimo wszystko kołysał mnie delikatnie w swoich ramionach.
- Chodź mam jeszcze jedną spodzianke!
- Co? Lou przestań. Zrobiłeś wystarczająco by ten dzień był wspaniały.
- Może uda mi się sprawić, że stanie się niezapomniany? - Uśmiechał się cwanie i pociągnął mnie za sobą.
- Gdzie mnie ciągniesz? - Zapytałam, ale Tommy nie zareagował. Zazgrzytałam zębami.
- Zobaczysz...
Nie to, że nie lubiłam niespodzianek. Kochałam je, o ile nie były wcześniej zapowiedziane.
Zamyślona nie zauważyłam, że Louis stanął. Przez pomyłkę wpadłam na kogoś. Nie zwróciłam nawet na niego uwagi. Przez pomyłkę wytrąciłam mu gitarę z ręki, która spadła z cichym hukiem roztrzaskując się w drobny mak. Podniosłam przerażone oczy. Poczułam suchość w gardle, gdy zobaczyłam, kto to był. Rozwaliłam gitarę Edowi Sheeranowi.
- Przepraszam - wyjąkałam.
- Nic się nie stało - machnął ręką uśmiechając się.
- Stary! Świetny występ! - Pogratulował mu Lou. Spuściłam wzrok zawstydzona.
- Więc ty jesteś Oliwia? - Zapytał rudowłosy.
- To ja. I naprawdę przepraszam, za gitarę.
- Nic się nie stało. Co koncert któraś się psuje, więc przyzwyczaiłem się. Słyszałem, że jesteś moją fanką.
- Tak. Twój śpiew przyprawia mnie o ciarki. Wręcz podziwiam cię za The A Team, Kiss Me, Drunk, Lego House... GIVE ME LOVE to już w ogóle.
- Mogę być jedynie dumny z takich fanów. Chcesz autograf?
- Z przyjemnością, ale... Nie mam jak, ani gdzie...
- Proszę - powiedział Lou podając mi kartkę i długopis. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Podałam Edowi kartkę. Wziął ją i napisał na niej kilka słów.
- Trzymaj. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy. Dzięki stary za przyjście. Przepraszam, że was zostawiam, ale fani wzywają. Dzięki, że byliście ze mną - powiedział, po czym odwrócił się i odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym odwróciłam się do Louisa.
- Jesteś najlepszy!
- Nie sprawdzisz, co napisał?
- Czy to ważne? Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna – odrzekłam zatapiając się w jego oczach.
- To drobnostka – machnął ręką.
- Dla ciebie drobnostka, a dla mnie AŻ jedno wielkie marzenie! Dziękuję jeszcze raz – powiedziałam zbliżając się do niego. Złożyłam na ustach chłopaka delikatny pocałunek, czując, że pod wpływem moich ust się uśmiecha.
Odwróciłam się i rozwinęłam karteczkę, którą dostałam od Sheerana.
„I never thought that I’ll have so amazing fans. I’m happy that I could meet you. Louis had right. You’re amazing and beautiful woman. Maybe someday will be this day that you’ll be alone and you’ll aren’t be with Louis so maybe then we’ll can go out together? Don’t tell Louis. If he’ll find it out, he’ll  kill me. You’re perfect couple and see so good together.
Ed Sheeran”
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Co ci napisał?
- Że jesteśmy piękną parą i idealnie wyglądamy ze sobą – powiedziałam bez mrugnięcia okiem.
- Sheeran! – Krzyknął Louis.
- Uspokój się Lou. Nie jesteśmy razem tak? I nie będziemy, bo nie pasujemy do siebie. Pochodzimy z dwóch różnych światów. Czy możemy wrócić do miejsca, gdzie te światy się mieszają, to jest naszego domu?
- Jasne – uśmiechnął się, łapiąc mnie za dłoń.
PIERWSZY RAZ OD DŁUŻSZEGO CZASU POCZUŁAM SIĘ SZCZĘŚLIWA.
Tommy oddał mi swoją marynarkę, więc w drodze powrotnie nie było mi tak zimno.
- Louis? – Zapytałam w pewnym momencie. 
- Słucham?
- Nie mów słucham.  Zawsze chciałeś być celebrytą?
- Nie. Śpiewanie to coś, co od zawsze dawało mi przyjemność, więc na pewno moja przyszłość byłaby z tym związana, gdybym nie był w One Direction. Jeśli to by nie wypaliło zostałbym nauczycielem. A ty?
- Od nauczycielki, przez piosenkarkę, pisarkę po lekarza.
- Będziesz moją osobistą panią doktor? – Zapytał unosząc brwi.
- Jak chcesz to możemy zabawić się w doktora – zaśmiałam się.
- Wolę oszczędzić moje ciało greckiego boga.
- Hahaha nie.
- Jaki jest twój idealny facet? – Zapytał w pewnym momencie lustrując mnie wzrokiem.
- Nie mam idealnego faceta. Dla mnie liczy się to, jaki byłby, kiedy przebywałby ze mną. A twoja idealna dziewczyna? Ah nie czekaj. Kojarzę ją. Wtedy, co szukałeś mnie pół wieczoru po klubach, żeby zatańczyć ze mną przez pół piosenki. Wcześniej tańczyłeś z nią.
- Nic nie mów – westchnął. – To był zdecydowani najgorszy taniec w całym moim życiu. Nie dość, że deptała mi po stopach, to jeszcze nie zainwestowała w tic tac.
- Bo to aż dwie kalorie!
 W tak dobrych nastrojach wróciliśmy do domu. Od progu zaczęłam uciszać Louisa, bojąc się, że kogoś obudzimy.
- Wróciliście? – Zapytał Hazza z salonu.
Szybko zdjęłam buty i oddałam marynarkę Tomlinsonowi. Jak strzała wyleciałam z przedpokoju, odprowadzana zdziwionym spojrzeniem Louisa. Harry leżał wyciągnięty na kanapie wpatrując się w komedię. Zajęłam miejsce obok niego i wtuliłam się w jego tors.
- Hej maleńka – powiedział całując mnie w czoło. – Wszystko dobrze? Szukałem cię.
- Byłoby lepiej, gdyby ten szowinista nie porwał mnie z klubu. To było straszne Harry! – Powiedziałam pociągając nosem, a w moich oczach ukazały się łzy. Chłopak nie czekając na nic przyciągnął mnie do siebie. Cicho chlipałam w jego koszulę. Nigdy nie sądziłam, że jestem tak dobrą aktorką.
- I widzisz, co zrobiłeś? – Zapytał z wyrzutem Loczek.
- Sama mnie o to błagała.
- Nie wierz mu – szepnęłam.
- Kłamiesz! – Krzyknął Curly.
- I ty się dajesz omotać kobiecie? Nie sądziłem nigdy, że tak nisko upadłeś. Pantoflarz – powiedział Louis wchodząc na górę.
Płakałam jeszcze głośniej, a biedny Harry załamywał ręce.
- Ćśśśś, już nie płacz. Będzie dobrze! Słyszysz?
Oderwałam się od niego i wzięłam kilka głębokich oddechów. Chciałam roześmiać się na głos, jednak musiałam się kontrolować.
- Dziękuję Harry – szepnęłam. – Wyglądam strasznie.
- Jesteś piękna – powiedział odgarniając włosy spadające mi na czoło.
- Idę się umyć, żeby nikogo nie przerazić moim wyglądem. Dobranoc – odrzekłam posyłając mu w powietrzu buziaka.
Weszłam cicho po schodach zacierając ręce. Skręciłam do swojego pokoju, jednak po drodze napotkałam pytające spojrzenie Louisa. Uniosłam dwa kciuki do góry, pokazując mu, że Styles to kupił. Ten tylko uśmiechnął się, kiwnął głową i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Szybko przebrałam się w piżamę. Dół miał krótkie spodenki, ledwo zakrywające mi tyłek, a góra była rozpinana na guziki. Zmyłam resztki makijażu i najciszej jak potrafiłam przemknęłam do pokoju Hazzy modląc się, żeby go tam nie było. Curly był w łazience. IDEALNIE. Położyłam się na jego łóżku i zgasiłam światło. Leżałam pod kołdrą rozmyślając nad tym wszystkim, a moje myśli i tak krążyły wokół Louisa. Po chwili usłyszałam jak drzwi do pokoju ustępują z cichym szczęknięciem. Loczek wszedł do pokoju i skierował się prosto do łóżka. Położył się obok mnie i przysunął bliżej.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA – krzyknął odskakując na drugi koniec łóżka i zapalił światło. Zaśmiałam się w duchu. – Jezu Oliwia! Chcesz, żebym dostał zawału? – Zapytał chwytając się za serce.
- Przepraszam, ja… nie chciałam cię wystraszyć. Po prostu nie chciałam być teraz sama – wyszeptałam cicho.
- Już dobrze – powiedział i przyciągnął mnie do siebie. – Lepiej?
- O wiele! Masz takie silne ramiona – komplementowałam go.
- Przesadzasz…
- Wcale nie! Hazzuś – zaczęłam słodko się uśmiechając.
- Hm?
- Kocham cię – szepnęłam.
- Co mówiłaś?
- Pytałam się czy zrobiłbyś mi masaż? – Powiedziałam szybko z nadzieją, że połknie haczyk.
- Dla ciebie zawsze – powiedział wstając z łóżka.
Zaczęłam rozpinać górę od mojej piżamy i zdjęłam ją. Siedziałam w samym staniku na środku jego łóżka. Harry szukał czegoś w szufladzie w biurku, a gdy się odwrócił zaniemówił.
- Co..Co?
- W piżamie jest mi naprawdę niewygodnie – pożaliłam się. Irytowało mnie to, że Loczek wgapiał się w mój biust, jednak musiałam poświęcić się dla dobra sprawy.
Chłopak niepewnie podszedł do mnie i usiadł na rogu łóżka.
- Je…jeeesteś?
- Masaż aktualny? – Zmieniłam temat.
- Jaaasne – wyjąkał.
Zbliżył się do mnie. Wpatrywałam się w jego zszokowane zielone oczy. Schyliłam się i delikatnie musnęłam wargi Stylesa, a po chwili pogłębiłam pocałunek.
- A CO SIĘ TU DZIEJE?  - Krzyknął Lou. Odskoczyłam od Hazzy. Loczek siedział skulony na drugim końcu łóżka.
- To nie to, co myślisz – próbowałam ratować sytuację.
- On cię pocałował? – Zapytał Boo Bear z jadem w głosie.
- Nie… To ja, to moja wina. Proszę nie rób mu krzywdy – błagałam.
- Harry! Jak mogłeś byłeś moim najlepszym przyjacielem – mówił podchodząc bliżej do Loczka. – Wiedziałeś o wszystkim i ty robisz mi takie coś? Nie spodziewałem się tego. Nie po tobie. Rozczarowałeś mnie. Nienawidzę cię – powiedział stojąc nad Curly. Zamachnął się, a Harry bardziej skulił się w sobie.
- Przepraszam Lou – powiedział płaczliwym głosem. – Ja…Ja…
- Nie chciałeś? – Roześmiał się gardłowo. Loczek szlochał cicho. Widziałam jak ręka Tomlinsona opada prosto na Hazzę, by w ostatnim momencie skręcić i przybić mi piątkę. Roześmialiśmy się oboje z dobrze wykonanej roboty. Styles podniósł niepewnie zapuchnięte oczy, spoglądając w nasze roześmiane twarze.
- Zemsta jest słodka Harry – powiedziałam śmiejąc się.
- Nienawidzę was – krzyknął ocierając łzy. Przytuliłam go, a on położył głowę na moim ramieniu.
- A ja cię kocham – zaśmiałam się, a Loczek się wzdrygnął. – Żartowałam.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się tym stresowałem Oliwia.
- Więc dlaczego uległeś? – Dopytywałam się, tkwiąc w jego uścisku.
- Pamiętasz ostatni koncert? – Westchnął. – Wydawało mi się, że ta dziewczyna obok ciebie to moja była przyjaciółka. Bardzo mi na niej zależało, ale coś, a raczej ktoś nas rozdzielił. Cierpiałem z tego powodu, jednak spotykając jej wrogie spojrzenia, nie miałem odwagi podejść. Nasza wieloletnia przyjaźń, która znaczyła dla nas tak wiele, po prostu się rozpadła. Nie wiem. Może to był impuls? Chciałem poczuć się przez chwilę kochany.
- Harry, dobrze wiesz, że cię kocham. Jak brata oczywiście – dodałam uśmiechając się i ponownie go przytuliłam. Dołączył do nas Lou. Zaśmiałam się.
- Gdyby nie 1D, byłbym sam. Bałem się zaufać komukolwiek. Boje się, że pewnego dnia nasze drogi się rozejdą i nikt nie będzie o mnie pamiętać. To narasta z każdym dniem – wyznał.
- Harry – potrząsnął nim Louis. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie słyszysz? Więc może przestań mazać się jak baba i zacznij wierzyć, że nasza przyjaźń przetrwa. W przeciwnym razie skopię ci tyłek. Rozumiesz?
- Forever? – Zapytał zielonooki.
- Always and forever – poprawiłam go rzucając spojrzenie na obydwu chłopaków, którzy uśmiechali się łobuzersko.
- No, no Waldorf. Jak ponętnie dzisiaj wyglądasz – rzucił Tommy.
- Fuck you Tomlinson. Nigdy nie widziałeś stanika, że tak wgapiasz się jak na ósmy cud świata? Wiecie, co? – Zapytałam ich. – Może ja się ubiorę, bo Tomlinson dostanie za chwilę wzwodu od samego patrzenia.
Harry ryknął niepohamowanym śmiechem i przybił mi piątkę. Boo Bear poczerwieniał na twarzy i otworzył usta, jakby chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął.
- Dobranoc – wymamrotał i opuścił pokój.
- Też będę się zbierać. Jutro ciężki dzień.
- A co będziesz robić takiego ciężkiego?
- Wystarczy, że wstanę z łóżka i spojrzę w twarz Tomlinsona.
- Dobranoc Oli.
- Słodkich snów Haroldzie – powiedziałam zapinając ostatni guzik w bluzce, po czym opuściłam pomieszczenie.
W drodze do swojego pokoju dostrzegłam Lou opartego o framugę swoich drzwi. Przyglądał mi się badawczym spojrzeniem.
- Dobranoc – szepnęłam. Narysowałam w powietrzu serce i posłałam mu buziaka, po czym zniknęłam za drzwiami.
Chwyciłam mój telefon i weszłam na twittera. Sprawdziłam po kolei twittery chłopców. Louisa zostawiłam na koniec.
  #TeamLoli ” – głosił ostatni tweet. Uśmiechnęłam się do siebie i przesłałam go dalej. Odłożyłam komórkę na szafkę i wtuliłam się mocniej w poduszkę. Nawet nie wiem, kiedy przysnęłam.
W połowie nocy, a przynajmniej tak mi się wydawało, poczułam jak czyjeś dłonie owijają się wokół mojej talii i przyciągają do siebie. Otworzyłam powieki i zdezorientowanymi oczyma rozejrzałam się wokoło. Mój wzrok padł na budziku, który wskazywał 345. Poczułam, jak czyjś delikatny oddech muskał moją szyję, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze na całym ciele. Zapach powodował u mnie szybsze bicie serca. Obezwładniał mnie i delikatnie drażnił mój nos. Czułam jak rozpływam się powoli w tych bezpiecznych ramionach.
- Nie potrafię bez ciebie zasnąć – wyszeptał mi do ucha dobrze znany głos.
Chłopak odgarnął mi włosy z czoła i delikatnie pogładził mój policzek. Schylił się i obdarowywał pocałunkami moją szyję przyprawiając mnie o rumieńce i szybsze bicie serca.  
- Dobranoc Aniele – jego oddech musnął moje ucho. – Jesteś wszystkim, co mam.
- Słodkich snów – szepnęłam ziewając.
Zasnęłam. To od zawsze było moim marzeniem, by zasypiać w ramionach mężczyzny, dla którego byłam całym światem.
Słońce wpadało delikatnie przez okno muskając promieniami moją twarz. Skrzywiłam się, jednak ono nie dawało za wygraną. Otworzyłam jedno, a po chwili drugie oko. Był ranek. Odwróciłam się, ale nigdzie nie było śladu Lou. Opadłam na poduszki i westchnęłam. Zaczęłam zastanawiać się, czy to był tylko piękny sen. Sięgnęłam dłonią po telefon sprawdzając godzinę. 650. Brawo Oliwia. W wolny dzień zrywasz się przed siódmą rano. Ku mojemu zaskoczeniu czekała na mnie nowa wiadomość.
„It wasn’t a dream. It was a reality. Morning Oli. “
Uśmiechnęłam się do siebie. Dzień od razu stał się przyjemniejszy. Wstałam i szybko przebrałam się, nie dopuszczając do tego, by zimne powietrze miało jakikolwiek kontakt z moją rozgrzaną skórą. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół podśpiewując cicho „Drunk”. Każdy jeszcze spał, ale co się dziwić. Sobotni poranek. Chłopcy odpoczywali po całym tygodniu. Otworzyłam drzwi i zabrałam poranną gazetę od razu je zamykając. W kuchni zrobiłam sobie zieloną herbatę. Zabrałam ją wraz z gazetą i usiadłam w fotelu w salonie. Spoglądałam za okno, czekając, aż gorący napój wystygnie. Śnieżynki tańczyły na wietrze. Wzięłam spory łyk herbaty i rozwinęłam gazetę. Spojrzałam na pierwszą stronę i płyn, który miałam w ustach wyplułam prosto na środek gazety. Wstałam i zabrałam makulaturę ze sobą. Czułam jak w moim drobny ciele momentalnie gotuje się złość. Tupałam wchodząc po schodach. Bez zastanowienia skierowałam swoje kroki do pokoju Louisa. Chłopak smacznie spał. Zdarłam mu kołdrę i rzuciłam w niego gazetą. Usiadł zdezorientowany na łóżku. Pech chciał, że gazeta trafiła w jego durny łeb. Wyszłam z tamtego pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Krążyłam po dużym pokoju, czekając, aż ten dureń zejdzie. Tupałam nogą, a złość wrzała. Po jakiś pięciu minutach na szczycie schodów pojawił się szatyn. Rzucałam mu mordercze spojrzenia.
- Słuchaj Oliwia… Głupio wyszło – zaczął się tłumaczyć.
- Czy to nie ty próbowałeś mnie przed tym ustrzec?
- Ja, ale…
- Co ale? Nie ma żadnego, ale.
- Proszę daj to sobie wytłumaczyć… - powiedział drapiąc się wolną ręką w kark.
- A co tu dużo tłumaczyć? Stało się. Tą jedną rzeczą zjebałeś mi życie. Prosiłam cię, żebyś był dyskretny!
- Podobało ci się!
- Bo mnie omotałeś! Czy nie zauważasz tego jak na mnie działasz? Tak być nie może!
- Oliwia, proszę nie…
- NIGDY NIE BYŁO I NIE BĘDZIE NAS! KONIEC JAKICHKOLWIEK PRZYTULANEK, CAŁUSÓW. WSZYSTKJIEGO. KONIEC TEGO, CO BYŁO MIĘDZY NAMI. ROZUMIESZ?
- Oliwia – jęknął, a jego niebieskie oczy przepełnione były bólem.
- Wiedziałeś o tym. Dzięki tobie jestem na głównej stronie tabloidów! Czy ty wiesz, co ty zrobiłeś? Raz trafiły nasze zdjęcia do sieci. Te spod szpitala. Wiesz jak bolały mnie te wszystkie uszczypliwe słowa? Te: nie zasługuje na niego, to sprzedajna dziwka, leci na jego kasę, jest okropna, nie wiem jak on może ją chcieć, to coś nie powinno żyć – powiedziałam mu ze łzami w oczach.
- Ja nie wiedzi…
- Ale już wiesz. Nie chcę litości. Nie chcę tego wszystkiego. Stałam się obiektem plotek. Twoi fani zrujnują mi życie. Myślisz, że nie widziałam ile razy Danielle płakała przez to, co przeczytała. Marzyłeś o tym? Chciałeś tego dla mnie?
- Nie, ja.. przeprasz…
- Ja skończyłam to Lou. Myślę, że będzie lepiej dla was, jeśli zniknę. Przynajmniej na jakiś czas.
- Ja cię potrzebuje… Czy to, co czuje się nie liczy?
- Liczy, ale nie dla mnie. Not any more.
Ubrałam kozaki i wyszłam na mróz w samym swetrze pozostawiając smutnego Louisa w domu. Serce mi się krajało, gdy mówiłam mu te wszystkie słowa, gdy widziałam jego cierpiącą minę. Ale tak będzie lepiej. Dla wszystkich.
------
Niall czuł, że coś się święci. Chyba tylko on zauważył, że z Louisem nie jest najlepiej. Udawał radosnego, jednak blondyn widział jego smutną minę, gdy wszyscy się odwrócili. Martwił go również brak Oliwii, która nie odpowiadała na jego telefony. To wydawało mu się dziwne, jednak odpowiedź nasunęła się sama, kiedy wszedł na twittera. Wielkie zdjęcie Oliwi i Louisa całujących się na koncercie Eda królowało w Internecie. Teraz, kiedy wiedział, o co chodzi, mógł przystąpić do działania. Wstał i ruszył w kierunku pokoju Boo Beara. Zapukał, jednak odpowiedziała mu cisza. Odczekał pięć sekund i wszedł. Louis leżał na łóżku wpatrując się w ekran komputera.
- Wszystko w porządku? – Zapytał Irlandczyk posyłając mu ciepły uśmiech.
- W jak najlepszym.
- Co robisz?
- Czytam plotki na swój temat.
- Poszedłbyś ze mną do Nandos?
- A muszę? – Jęknął Tommy. – Nie możesz poprosić Liama albo Zayna?
- Proszę Lou. Chciałem iść z tobą.
- Niech ci będzie.
- Widzimy się za 5 minut na dole – krzyknął blondyn zostawiając Louisa samego.
Szatyn niechętnie wstał z łóżka i zszedł na dół, gdzie czekał na niego uśmiechnięty Niall. Irlandczyk włożył czapkę.
- Idziemy? – Zapytałem znudzony.
Wyszliśmy i skierowaliśmy swoje kroki w stronę parku. To był nasz mały skrót w kierunku Nandos.
- Wszystko w porządku z Oli? – Zapytał Horan po chwili.
- Skąd wiesz? Powiedziała ci?
- Nie wiem, gdzie ona jest. Ale widziałem wasze zdjęcie.
- Uhm. No tak. Zdjęcie dnia.
- Czy ona…?
- Wszystko spieprzyłem Niall. To moja wina, a teraz ona nie chce mnie znać.
- To prawda – potwierdził.
- Ona chyba chce się wyprowadzić. Nienawidzi mnie.
- Była zła Lou. Ludzie mówią różne rzeczy, gdy są źli. Ona nie zniknie. Za bardzo jej na tobie zależy.
- To nie prawda.
- Prawda. Widzę jak na ciebie patrzy. To, że sytuacja jest zjebana, nie oznacza, że nie można tego naprawić. Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Musisz tylko chcieć.
- Dzięki Niall.
- Do usług.
Przez chwilę spacerowali w ciszy rozglądając się po pustym parku, który rzadko był odwiedzany przez kogokolwiek.
- Niall? – Zaczął Lou wyrywając blondyna z rozmyślenia.
- Co?
- Jajco – zaśmiał się Tomlinson porywając czapkę blondyna i uciekając.
Irlandczyk przez chwilę wpatrywał się zdezorientowany w plecy kolegi, a po chwili ruszył za nim w pogoń.
-----------------------
Ciemnooka szatynka korzystając z chwili wolnego spacerowała po swoim ulubionym parku. Nie spodziewała się znaleźć tu nikogo, bo to miejsce rzadko było odwiedzane przez ludzi. Postanowiła namalować nowe obrazy, które zostały wczoraj zniszczone przez tego durnego blondyna. Rozglądała się szukając odpowiedniego krajobrazu. Przystanęła na chwilę. Po drugiej stronie rzeki znajdowało się miejsce idealne. Światło padało lekko oświetlając polanę, pośrodku której siedziała mała wiewiórka próbująca zjeść orzeszek. Całej tej scenie uroku dodawał biały puch. Śnieg, który pokrył wszystko na polanie nadawał jej wręcz bajeczny charakter. Przyłożyła dwa palce do ust. Zawsze to robiła, gdy w jej głowie pojawiał się wspaniały pomysł. Zrobiła krok naprzód.
Nagle poczuła silne uderzenie w ramię. Straciła równowagę, co wcale jej nie zdziwiło, bo zawsze uchodziła za osobę niezdarną. Wpadła prosto do lodowatej rzeki zabierając ze sobą wszystkie swoje prace. Dopiero po chwili poczuła, że cały jej płaszczyk przesiąknął zimną wodą. Jęknęła widząc mokre dzieła, w które włożyła tyle serca. W kącikach jej oczu pojawiły się maleńkie łzy. Otarła je jednym ruchem ręki i wstała rozzłoszczona. Przez jej niewielkie ciało przepływała złość, która szukała ujścia na zewnątrz. Zauważyła jedynie plecy odbiegającego chłopaka, który nic sobie nie zrobił z jej osoby. Prychnęła cicho pod nosem i rozmasowała marsową zmarszczkę na czole.
- Idiota – rzuciła za nim.
- Nic ci nie jest? – Zapytał pewien głos.
Zmieszana podniosła wzrok. Ukazał jej się nie, kto inny tylko blondyn, którego miała okazję, a raczej nieszczęście spotkać niedawno w kinie.
- Ty – powiedziała ze złością, zbierając zamoczone rysunki.
- Przepraszam za tą akcję w kinie – odrzekł.
Uniosła powoli wzrok obserwując chłopaka. Jego niebieskie jak ocean oczy przyglądały się jej ciemnoniebieskim. Na jej delikatne policzki wstąpiły dwa rumieńce ukazujące jej zażenowanie. Jego rozjaśnione włosy były nienaturalnie przyklapnięte, jednak mimo wszystko nadawały mu one niemal anielskiej postaci. Szatynka spodziewała się znaleźć w jego tęczówkach, chociaż krztę kłamstwa, jednak zauważyłam jedynie szczery żal. Spuściła wzrok przyglądając się niespokojnej tafli wody.
- Masz zamiar tam spać? – Zaśmiał się blondyn. Jakieś bliżej nieznane uczucie ukłuło dziewczynę w okolicy serca.
- Ja.. uhm…
- Pomóc ci?
- W czym? – Prychnęła próbując wstać, jednak poślizgnęła się i ponownie wylądowała tyłkiem w wodzie.
- Nie ruszaj się – rzucił cicho.
- Dam sobie radę – próbowała grać dzielną, jednak na nic jej to wychodziło.
Blondyn zszedł niżej i wyciągnął ku niej dłoń. Chciała pociągnąć go za sobą i zemścić się za to, że zniszczył jej rysunki. Podała mu swoją rękę. On pomógł jej wyjść z tej zimnej breji. Dopiero teraz szatynka uzmysłowiła sobie, że szczęka zębami z zimna.
- Trzęsiesz się – poinformował ją blondyn.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Ściągaj to – powiedział wskazując na jej płaszcz.
- Co? Nie! Po co?
Blondyn jakby nic sobie z tego nie robiąc zdjął płaszcz z jej ramion. Rozpiął kurtkę i opatulił nią dziewczynę zapinając ją pod szyję.
- Zwariowałeś – skwitowała. – Nie chcę twojej kurtki. Dostaniesz przeze mnie zapalenia płuc!
- Przeżyję. Dasz się zaprosić na coś ciepłego? – Zapytał spoglądając w jej oczy z nadzieją.
Nie czekając na jej reakcję zaprowadził ją prosto do Starbucksa. Na wejściu Horan zamówił dwie zielone herbaty nie zwracając uwagi na sprzeciw dziewczyny. Postawił przed nią filiżankę, a sam usiadł naprzeciwko niej.
- Jak się czujesz?
- Lepiej, jednak czuje, że będę chora na święta.
- To źle. Przepraszam za tą akcję w kinie. Starałem ci się zaimponować i irytowało mnie to, że Liam z tobą rozmawia, a ja nie mogę.
- Mogłeś podejść. Nie musiałeś od razu rozwalać moich rysunków.
- Jakich rysunków? A no tak – powiedział i palnął się w głowę. – Wpadłem na ciebie wchodząc do kina?
- Yep. To byłam ja.
- Nawet nie wiesz jak mi głupio.
- Było minęło.
- Wszystkie twoje prace są zniszczone?
- Tak. Dzisiaj ten koleś ostatecznie przekreślił ich los.
- Nie da się ich odzyskać? – Zapytał Niall i przyglądał się jej okrągłej twarzy, na której ukazały się rumieńce.
- Nie ma szans.
- Jestem Niall – powiedział podając jej rękę. Dziewczyna spojrzała na nią zdziwiona, jednak po chwili podała swoją i uśmiechnęła się ciepło.
- Miło mi cię poznać.
- Pochodzisz stąd?
- Tak. Londyn to moje miasto. A ty?
- Jestem z Irlandii.
- Więc…?
- Co tu robię? Pracuje, spędzam czas, poznaje przypadkowe dziewczyny, które nienawidzą mnie za to, że psuje ich pracę – powiedział żartobliwe, a szatynka zaśmiała się perliście. Irlandczyk był zaabsorbowany jej śmiechem. Chciał słyszeć go ciągle i ciągle od nowa.
Nawet nie zauważył, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Spędzał przyjemnie czas na rozmowie z tą dziewczyną.
- Niall – dźgnęła go palcem w bok zwracając na siebie jego uwagę.
- Tak, na pewno jest smaczne.
- Ty mnie w ogóle słuchałeś? – Zaśmiała się.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Więc o czym myślałeś Blondynie?
- O tym, jaka jesteś wspaniała – powiedział bez wahania przyglądając się jej oczom. Na jej policzki wstąpiły dwa rumieńce, które dodawały jej uroku.
- Czas wracać – zarządziła. – Rodzice mnie zabiją, jeśli nie wrócę po 20.
- Jasne – powiedział wstając. Odsunął przed nią krzesło i pomógł jej wstać.
Szatynka sięgnęła dłonią po swój mokry płaszcz, za co została zgromiona wzrokiem. Irlandczyk podał jej swoją kurtkę. Po chwili spacerowali po zatłoczonych ulicach Londynu.
- Odprowadzić cię? – Zapytał.
- Byłoby miło.
Blondyn przyglądał się jej włosom, które muskał wiatr. Po chwili delikatnie złapał jej palce i splątał ze swoimi. Dziewczyna podniosła pytający wzrok, a on jedynie wzruszył ramionami. Posłała mu ciepły uśmiech. Rozkoszowali się ciszą, jaka panowała wokół nich.
- To tu – powiedziała w pewnym momencie szatynka wskazując na swój dom.
- Żegnaj – odrzekł Nialler. Pochylił się i złożył na jej policzku ciepły pocałunek. Wyplątał swoją dłoń i odszedł.
- Niall! – Krzyknęła za nim. – Czy to znaczy, że już się więcej nie zobaczymy?
- Kurtka to idealny powód, dla którego warto się spotkać, nie sądzisz?
- Jak cię znajdę?
- Expect unexpected – krzyknął.
Obserwował, jak dziewczyna znika w domu. Dopiero wtedy ruszył w drogę powrotną z uśmiechem na ustach.
 ---------------------------------
USUNĄŁ MI SIĘ TEN EPICKI ROZDZIAŁ. SUPER NIE?
Nigdy nie sądziłam, że dobije do 20 rozdziałów. Dzisiaj jest dla mnie szokiem, ale no cóż. Warto dać dedyk. Ta notka jest dla wszystkich, którzy to czytają i zostawiają coś po sobie. To znaczy dla mnie ogromnie dużo. Dziękuje.
Pozdrawiam i liczę na to, że wciąż zostaniecie ze mną. 
Wasza
dead_golldfish


3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział oraz blog :) kocham go :* jeśli to nie byłby problem to fajnie byłoby gdybyś mnie informowała o nowych rozdziałach na moim tt @peaceinourheart z góry dziękuję i pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń