niedziela, 9 września 2012

Rozdział XIV


Nie miałam czasu wykonać jakiegokolwiek ruchu, który mógłby złagodzić uderzenie. Przestraszonymi oczami spoglądałam w nadciągający samochód. Jego reflektory świeciły mi w oczy jasnym światłem. Jedyne co mogłam zrobić to zamknąć oczy i liczyć, że nie będzie, aż tak bolało. Jeżeli widzimy coś przed sobą strach nas paraliżuje. Mając zamknięte oczy mniej się tego boimy. Łagodniej przyjmujemy wszystkie rzeczy.
Było już za późno na jakąkolwiek ucieczkę. Stałam tam nadstawiając się swoim ciałem. Ratowałam życie nieznanej mi dziewczyny, poświęcając siebie. Dlaczego? To był impuls. Jako przyszły lekarz, wiedziałam, że życie drugiego człowieka jest dla mnie ważniejsze niż swoje.
Mój umysł pracował na zwiększonych obrotach. Liczyłam swoje szanse na przeżycie, przypominając się to czego nauczyłam się na studiach. Nie miałam pojęcia jak rozpędzony był samochód. Miałam nadzieję, że będzie to kilka zadrapań lub stłuczeń. Ale wiecie jak to mówią „Hope is a bitch”.
To śmieszne, bo w ciągu tysięcznych sekund przewinęło mi się całe życie przed oczami. Zobaczyłam momenty szczęśliwie oraz te tragiczne, które ukształtowały mnie jako człowieka. Zrobiły mnie silniejszą i odporniejszą psychicznie na niektóre rzeczy.
Nachodziły mnie różne myśli. Co jeżeli już nigdy nie zobaczę Louisa? Nie utopię się w jego niebieskich oczach? Jeżeli nigdy nie dowie się, że był dla mnie ważny? Bałam się, że ta kłótnia byłą naszą ostatnią rozmową, pełną przykrych słów. Nie chciałam, żeby to tak wyglądało.
Co będzie z Harrym, z którym udało mi się niedawno pogodzić? Czy odczuje moją stratę?
Co się stanie z Niallerem? Ostatnio stał się dla mnie jak brat. Miałam nadzieję, że Horan poradzi sobie beze mnie.
Czy chłopcy załamią się po mojej stracie? Co z Liamem, Zaynem, z którymi nie miałam szczególnej okazji porozmawiać?
Współczułam Danielle, która stała po drugiej stronie jezdni spoglądając na to. Być może była wystraszona, albo w ogóle nie zwróciła na to uwagi, widząc tylko sznur samochodów. Może rzuciła się w tą stronę, ale było już za późno.
To naturalne, że bałam się śmierci. Ale w takich momentach jak tamten nie myśli się o takich rzeczach. To są impulsy, podjęte decyzje, których w przyszłości możemy żałować. Liczą się tysięczne sekund, tylko tyle mamy na decyzję. Moja była właśnie taka i mogłam jedynie liczyć na to, że przyjaciele mi wybaczą.
Stałam i czekałam na uderzenie, które mogło okazać się ostatnią rzeczą, którą poczuje. Odliczałam sekundy do uderzenia, jakby miałoby to cokolwiek polepszyć. 1…2…3…5… Nic. Powoli otworzyłam jedno oko, a zaraz dołączyłam drugim. Samochód dalej jechał i był już minimetry ode mnie. W myślach odmawiałam już modlitwę.
Samochód zatrzymał się przede mną z piskiem opon lekko ocierając się o moje ramie. Stałam dalej zszokowana. Nie dochodziło to do mnie. Widziałam co się wokół mnie dzieje, jednak żaden mój zmysł nie reagował. Jakbym nagle zatrzymała się w czasie i przestrzeni i widziała, że wszyscy wokoło mnie coś robią i krzyczą, jednak nie mogła wykonać żadnego ruchu. Po chwili odwróciłam się w lewo. Zauważyłam burzę loków biegnącą ku mnie, która po chwili chwyciła mnie w swoje drobne ramiona. Usłyszałam dziki szloch, jednak nie wiedziałam do kogo należy. Zamknęłam oczy, bo nagle zrobiło mi się dziwnie zimno. Zemdlałam.
-----
Danielle szarpała się z bezwładnym ciałem Oliwii, która nie reagowała. Do oczu napłynęły jej łzy. Spojrzała wokoło rozwścieczonym wzrokiem. Chłopak który prowadził samochód wysiadł i kucał zaraz przy niej. Z chodnika wstawała ona.
- To twoja wina! – krzyknęła Dan w stronę Kate. Tamta zalewała się łzami spoglądając w kierunku Oliwii. – Gdyby nie ty…
----
Momentalnie otworzyłam oczy i zachłysnęłam się powietrzem. Zauważyłam nad sobą zapłakaną twarz Danielle.
- Dan? – zapytałam cicho.
- Oliwia! – wykrzyknęła uradowana. – Ty żyjesz!
- A czemu miałabym nie żyć? – dziewczyna przytuliła mnie jeszcze mocniej.
Delikatnie wyplątałam się z ramion dziewczyny i wstałam za jej pomocą. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że znajdujemy się na bardzo ruchliwej ulicy. Kawałek dalej stała Kate, cała zapłakana ze spuszczoną głową. Odwróciłam się do tyłu.
- No way! To ty! – krzyknęłam w stronę chłopaka wskazując na niego palcem. Miał zmarszczone czoło i spoglądał w moim kierunku z troską.
- Nic ci nie jest?
- Ile razy zadasz mi to pytanie w ciągu jednego dnia? Czy ty znowu próbowałeś mnie potrącić?
- Do niczego by nie doszło, gdyby nie ta durna dziewczyna, która wlazła mi pod koła. Nagle pojawiłaś się tam ty. Całe szczęście, że nie jechałem tak szybko i zdążyłem zahamować.
- Dziękuje ci Matthew – odpowiedziałam i zrobiłam krok, ale niemal natychmiast jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie w dół. Nogi same mi się trzęsły, jakby były złożone z galaretki. Chłopak znalazł się od razu przy mnie i wziął mnie na ręce.
- Jest w szoku – poinformował Danielle. – Powinna wrócić już do domu i odpocząć. Gdzie macie samochód?
Dziewczyna wskazała kierunek i złapała Kate mrucząc pod nosem:
- Pojedziesz z nami.
Matthew zaniósł mnie na rękach do samochodu i położył z tyłu nie zważając na moje protesty. Dan usiadła za kierownicą wyciągając do mnie rękę po kluczyki. Zaprotestowałam twierdząc, że mogę prowadzić, ale niemal od razu uciszył mnie chłopak. Wyrwał mi z ręki kluczyki i podał szatynce. Kate siedziała na miejscu pasażera cicho łkając.
Droga do domu dłużyła mi się w nieskończoność. Spoglądałam na szary sufit, który momentami wirował. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Cała się trzęsłam.
Pod domem Danielle natychmiast wybiegła z samochodu i skierowała się w stronę domu. Do moich oczu napłynęły łzy. Dopiero teraz dochodziły do mnie tamte wydarzenia. Samochód pędzący prosto na mnie. Reflektory znajdujące się minimetry ode mnie. Zamknęłam oczy, a moim ciałem wstrząsały spazmy. Szlochałam cicho. Spojrzałam w oczy Kate, które płakała jeszcze głośniej słysząc mnie z tyłu. Jej oczy były przepełnione bólem i poczuciem winy. Dziewczyna wysiadła na powietrze. Po chwili z samochodu wyciągnęły mnie czyjeś silne ręce i przytuliły do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyje, przytulając się mocniej do ciała chłopaka i szlochałam cicho w jego koszulkę. Poczułam znajomy zapach perfum połączony z mydłem do ciała, który przyprawił mnie o zawroty głowy i rumieńce na policzkach. Po chwili ułożył mnie wygodnie na kanapie. Z niechęcią wyplątałam się z jego ramion.
Otworzyłam oczy, a świat zawirował. Ja uparcie spoglądałam na drzwi od kuchni, czekając, aż obraz się wyostrzy.
- Jak się czujesz? – zapytał mnie melodyjny głos, który przyprawił mnie o palpitacje serca.
- Jakby cię to obchodziło – zbyłam go spoglądając na niego dyskretnie. Louis otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął. Po chwili wyszedł z pokoju.
Usłyszałam dźwięk w pobliżu kuchni. Spoglądając w tamtą stronę dostrzegłam Niallera wychodzącego z kuchni. Blondyn niósł z rękach popcorn podśpiewując sobie pod nosem. Gdy zauważył mnie leżącą na kanapie wypuścił z rąk miskę i głos uwiązł mu w gardle. Po chwili znalazł się przy mnie zasypując mnie lawiną pytań. Ja po prostu przytuliłam się do jego boku i zaczęłam cicho łkać. Niall szeptał, że wszystko będzie dobrze. Blondyn przytulił mnie mocniej niż wcześniej. Starał się widocznie przekazać, że wszystko się jakoś ułożył. Zarzuciłam mu ręce na szyje i również go przytuliłam. Oparłam podbródek na jego ramieniu i spuściłam głowę. Usłyszałam kroki na schodach.
- Horan! Gdzie ten popcorn?! Wszyscy na ciebie czekamy – darł się głos z góry.
Podniosłam zapłakane oczy i ujrzałam na schodach uśmiechniętego Harrego. Nie zwracał uwagi na to, co dzieje się na dole. Gdy nasze oczy skrzyżowały się,  jego uśmiech przerodził się w grymas zmartwienia. Po chwili znalazł się przy mnie i usiadł po drugiej stronie kanapy.
- Jezu Oliwia co się stało? – zapytał zmartwiony chłopak.
Nialler pokręcił głową na znak, że nie warto pytać.
- Oli mogłabyś przytulić się teraz do Harrego? – zapytał Niall, – Pojdę po chłopaków, myślę, że chcieli by wiedzieć, że coś jest nie w porządku.
- Po co? To tylko ja, nic godnego uwagi – powiedziałam stłumionym głosem.
- Oliwia jesteś jak nasza siostra, jak nasz 6 członek zespołu, to logiczne, że się o ciebie martwimy.
Leżałam w ramionach Hazzy przytulona do jego miękkiego swetra. Łzy już nie płynęły, bo nie miały już z czego. Zamknęłam oczy wdychając kwiatowy płyn do tkanin chłopaka. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie szturchanie Horana. Usiadłam i przetarłam zmęczone oczy. W pokoju znajdowali się wszyscy oprócz Danielle i Kate. Louis siedział na fotelu w rogu, całkowicie w niego wpasowany. Liam i Zayn wymieniali ukradkowe spojrzenia.
- Wszystko w porządku Oliwia? – zapytał zmartwiony mulat.
- Ja, chyba tak.
- Co się stało? – próbował ustalić Liam. – Gdzie w ogóle jest Danielle?
- Ja… Ja nie wiem, przepraszam Liam.
Chłopak widocznie zdenerwował się i wyszedł z pokoju. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, jednak nie potrafiłam płakać.
- Czy zrobiłam coś nie tak?
- On się o nią tak strasznie martwi, że musisz mu to wybaczyć. To naturalne – odparł mulat.
Zapadła cisza. Nie należała ona do tych krępujących. To był inny rodzaj ciszy. Takiej, w której wisi pełno niezadanych pytań. Ciszy wypełnionej strachem przed odpowiedziami.
Nasze milczenie przerwały krzyki dochodzące sprzed domu. Po chwili widzieliśmy jak Kate wchodzi i siada cicho na krześle. Po niej dołączyli do nas Liam i Danielle. Dziewczyna widocznie była roztrzęsiona, bo nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Payne otoczył ją ramieniem i starał się ją uspokoić.
- Więc – zagaił Zayn. – Może teraz wyjaśnicie mi co się tutaj stało?
- Ona…Ona – powiedziała zdenerwowana Dan wskazując na Kate palcem.
- Już spokojnie kochanie, uspokój się – odparł Liam i wyprowadził swoją dziewczynę do kuchni.
- Oliwia, musisz mi wybaczyć! Ja naprawdę nie chciałam. To się działo tak szybko, błagam wybacz mi! – płakała dziewczyna.
- Pamiętasz Harry jak darłeś mi się do telefonu? – chłopak mi przytaknął, a ja odchrząknęłam starając się, aby mój głos brzmiał trochę bardziej hardo – Dzwoniła Kate. Prosiła mnie, żebym jej pomogła. Nic nie mówiąc wzięłam Dan ze sobą i pojechałyśmy. Nawet nie pamiętam już gdzie to było. Wiem, że tamto miejsce wydało mi się podejrzane. Była tam czteropasmówka. Zobaczyłam Kate po drugiej stronie jezdni, wyglądała strasznie słabo. Bałam się, że zemdleje, więc po nią poszłam. Wszystko dobrze szło, dopóki dziewczyna mnie nie zauważyła. Gdy zobaczyła, że idę w jej stronę zrobiła to samo. Ruszyła w moim kierunku i weszła wprost pod nadjeżdżający samochód. To działo się strasznie szybko. Nie zastanawiając się pobiegłam i wypchnęłam ją spod kół. Ostatnie co pamiętam to światła reflektorów pędzące wprost na mnie. To było najgorsze kilka sekund mojego życia. Całe życie przeleciało mi przed oczami. 5 sekund dłużyło mi się w nieskończoność, a myśli przelewały mi się przez głowę. Potem zemdlałam. Pamiętam zapłakaną Danielle, jakieś ramiona niosące mnie do samochodu, jazdę do domu i tak znalazłam się tutaj na kanapie – spojrzałam na Louisa. Celowo pominęłam jego udział w tym. Przyglądał mi się ze smutkiem, a zarazem wyrzutem w oczach, ale nic nie powiedział. Po chwili odwrócił głowę i dalej wyglądał przez okno.
- Jedziemy do szpitala – powiedział od razu Niall.
- Spokojnie, nic mi nie jest – odrzekłam.
- Czy ty jesteś nienormalna? – wydarł się Zayn. Od dłuższego czasu się nie odzywał. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwionym wzrokiem. – Przez ciebie Oliwia mogła zginąć!!! Jak można być, aż taką idiotką, żeby włazić na jezdnie pod jadący samochód?! Jakby zginęła, wiedz, że już dawno byłabyś martwa! – rzucił spoglądając na dziewczynę, która zaniosła się jeszcze większym szlochem
- Zayn – rzuciłam za nim, jednak chłopak nie odwrócił się. Jedyne co usłyszeliśmy to trzaskanie drzwiami
----
Przestraszona dziewczyna skuliła się na krawężniku przed domem. Czuła się strasznie. Przez nią Oliwia mogła zginąć. Dlaczego zachowała się tak nieodpowiedzialnie? To wszystko  ją przerażało. Po chwili dołączyła do niej Danielle. Jedyne co Kate pamięta z tamtej rozmowy to, to że szatynka bardzo krzyczała na nią wrzucając jej kolejne przykre słowa, ale miała racje. Stała ze spuszczoną głowa bawiąc się kamieniem i wylewając kolejne potoki łez. Nie rozumiała ani jednego słowa, które krzyczała dziewczyna. Czuła się strasznie i w duchu dołowała się jeszcze bardziej, ale do jej umysłu nie dochodziły żadne fakty. Po chwili wyszedł jakiś chłopak. Wysoki szatyn. Podszedł do Danielle i przytulił ją do siebie. Starał się ją w jakiś sposób uspokoić. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na Kate zapraszając ją tym samym do domu. Chcąc nie chcąc Sparks musiała przyjąć propozycję. Weszła posłusznie do mieszkania, skierowała się na lewo wchodząc do pomieszczenia wypełnionego ludźmi. Otarła łzy i spuściła głowę. Usiadła na pobliskiej sofie wciskając się w nią tak jak tylko się dało. Rozejrzała się dyskretnie. Na kanapie leżała Oliwia, na widok której do oczu napłynęły jej łzy. Obok niej siedział blondyn i chłopak z kręconymi włosami. Gdzieś po drugiej stronie siedział ON. Pan doskonały. Jego czarne włosy zakręcały się w śmieszny lok na górze, który dodawał mu uroku. Jego ciemna karnacja podkreślała głębie jego brązowych oczu. Intensywność jego pełnych ust, aż zachęcała, żeby go pocałować. Miał na sobie granatowo-czerwoną koszulę w kratkę i czarne rurki, które idealnie pasowały do jego sylwetki. Dłońmi podpierał głowę i wsłuchiwał się w każde słowo wypowiedziane przez Oliwię. Czysta perfekcja. I jakże mogłaby zapomnieć o tym chłopaku, który siedział w rogu w fotelu wpatrując się w londyński krajobraz. Wydawał się mało zainteresowany zaistniałą sytuacją, albo sprawiał tylko takie wrażenie.
- Czy ty jesteś nienormalna? – wydarł się mulat. Od dłuższego czasu się nie odzywał. Kate spojrzała na niego wystraszonym wzrokiem. – Przez ciebie Oliwia mogła zginąć!!! Jak można być, aż taką idiotką, żeby włazić na jezdnie pod jadący samochód?! Jakby zginęła, wiedz, że już dawno byłabyś martwa!
Słysząc to z jego ust, dziewczyna zaniosła się jeszcze większym szlochem. Chłopak wyszedł pospiesznie z pokoju. Wszyscy usłyszeli trzaskanie drzwiami, a szatynka wzdrygnęła się.
- Pójdę pogadać z Zaynem – powiedziała po chwili Oliwia. Zayn? Czy to nie jest piękne imię?
Dziewczyna próbowała wstać, jednak ta dwójka siedząca na kanapie uniemożliwiła jej to. Kate wzięła głęboki oddech i rzuciła:
- Ja pójdę.  
Raptownie wzrok wszystkich zatrzymał się na niej. Nawet chłopak siedzący w fotelu na chwilę zainteresował się sytuacją i rzucał dziewczynie ukradkowe spojrzenia. Uwagę wszystkich odwróciło trzaśnięcie drzwiami. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Po chwili w pokoju pojawiła się Danielle z tamtym chłopakiem. Dan wyglądała na spokojną, jednak widząc Kate zaczęła krzyczeć:
- Ty… ty … - Chłopak położył dłonie na ramionach dziewczyny, próbując ją uspokoić.
Sparks wstała. Wzięła głęboki oddech.
- Który to pokój? – zapytała niepewnym tonem.
- Idziesz na górę i pierwszy po prawej – rzucił blondyn w odpowiedzi.
Weszła po schodach zastanawiając się czy dobrze robi. Chciała mu tylko wszystko wytłumaczyć, czy to coś złego? Stanęła przed drzwiami do jego pokoju. Drżącą ręką zapukała do drzwi. Przyciągnęła rękę do ciała, próbując uspokoić jej drżenie. Odpowiedziała jej cisza, więc uznała to za odpowiedź twierdzącą. Wypuściła ze świstem powietrze i przekroczyła próg jego pokoju.
Chłopak stał bokiem wpatrując się w krajobraz za oknem. Trzymając papieros w dłoni wypuszczał tytoniowy dym, który zalegał mu w płucach. Nikotyna rozchodziła się po jego ciele odprężając go i kojąc jego zszargane nerwy. Przelotnie rzucił okiem na dziewczynę, by po chwili ponownie odwrócić się w stronę okna.
- Czego chcesz? – jego melodyjny głos odbijał się w uszach dziewczyny, wprawiając ją w zakłopotanie.
- Ja… Chciałam… - wyjąkała szatynka.
- A kogo to obchodzi, czego ty chcesz?
- Nawet nie zdąż….
- Jak głupim trzeba być? – powiedział podnosząc głos i odwracając się w stronę Kate. – Naraziłaś jej życie! Co jeśli by zginęła?! Jak poradziłabyś sobie z myślą, że ktoś przez ciebie zginął?! Jak mogłabyś wtedy na siebie spojrzeć? Jesteś nieodpowiedzialna! Trafisz sama do drzwi czy mam cię odprowadzić?
Kate chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak nie znalazła nic odpowiedniego. Za każdym razem, gdy wydawało jej się, że już ma coś takiego napotykała obrzydzone spojrzenie chłopaka. Gdyby jego wzrok mógłby zabijać, Kate już dawno byłaby martwa.
Dziewczyna chciała jak najszybciej się stamtąd wydostać. Wybiegła nie zamykając za sobą drzwi. Za nią niosły się pytające okrzyki, na które wcale nie chciała odpowiadać. Przyspieszyła w obawie, że ktoś mógłby ją dogonić. Wszystko czego w tym momencie pragnęła to dobiec do domu i umrzeć. Biegła w ciemności dławiąc się gorzkimi łzami żalu i poczucia winy.
----------------
Zdziwiłam się, gdy Kate tak nagle wybiegła z domu bez pożegnania.
- Muszę iść do Zayna – rzuciłam cicho, ale nikt tego nie dosłyszał.
Poczekałam, aż Styles i Horan rozluźnią uścisk. Wykorzystując chwile ich nieuwagi wstałam, jednak niemal natychmiast zostałam ściągnięta z powrotem na kanapę przez silne ręce Harrego.
- Nie zamierzacie mnie wypuścić prawda? – zapytałam z niezadowoleniem.
Spojrzałam w ich oczy, które śmiały się do mnie podstępnie. Jęknęłam i opadłam z łoskotem na kanapę. Obejmowały mnie ramiona Loczka, który nie palił się, żeby mnie z nich wypuścić.
Spojrzałam dyskretnie w kierunku Louisa. Siedział wpatrzony w londyński krajobraz za oknem. Wydawał się niezainteresowany zaistniałą sytuacją – tak mógłby pomyśleć przeciętny obserwator. Ja nie dałam się na to nabrać. Zdradziły go jego zaciśnięte w wąską linię usta pozbawione wyrazu; jego dłonie zaciśnięte w pięści, które zbielały od nadmiaru emocji.  I nareszcie jego oczy intensywnie wpatrujące się w jeden punkt zza oknem.
Westchnęłam cicho podziwiając jego profil. Odwrócił lekko głowę. Wydawało mi się, że przez moment utkwił we mnie swoje błękitne spojrzenie. Zalała mnie fala przyjemnego ciepła, co sprawiło, że moje policzki zaczerwieniły się. Wtuliłam się mocniej w sweter Hazzy, aby ukryć zażenowanie. Cholerny Tomlinson! Działał na mnie jak nikt inny! Jedno jego spojrzenie, a ja już się peszyłam. Po chwili Harry zaczął głaskać mnie po głowie. Ciepło bijące od chłopaka oraz głaskanie wprawiło mnie w senność. Starałam się słuchać rozmowy, jednak ona coraz bardziej się ode mnie oddalała. Mrugałam oczami, żeby powstrzymać napływające fale senności. Wkrótce moje powieki zrobiły się zbyt ciężkie, żebym mogła je podnieść. Ziewnęłam trąc zaczerwienione i piekące oczy. Próbowałam z tym walczyć, jednak nadaremnie. Po chwili odpłynęłam w kierunku wrót Morfeusza.
Przebudziłam się i z przerażeniem stwierdziłam, że nie czuje pod sobą ciepła kanapy ani zapachu Stylesowego swetra. Otworzyłam oczy. Zalało mnie jaskrawe światło, które strasznie raziło mnie w oczy, tak, że aż bolało.
- Co robisz? – szepnęłam.
- Śpij dalej skarbie – odpowiedział mi melodyjny głos Louisa.
Serce przyspieszyło mi do dwustu uderzeń na minutę. Jego głos sprawił, że na moje policzki wstąpił szkarłat. Zalała mnie fala nagłego gorąca. Mocniej wtuliłam się w niego, chcąc ukryć uczucia, którymi go darzyłam. Pamiętałam moment, gdy leżałam już w łóżku. Ktoś przykrywał mnie dokładnie kołdrą. Po chwili na policzku poczułam ciepło czyichś warg.
- Dobranoc – szepnął mi głos do ucha.
Byłam zbyt senna, by zastanawiać się kim była ta osoba.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Co ja mówię?! To było tak głośne walenie, że rozsadzało mi bębenki uszne.
- Proszę – powiedziałam sennym głosem przeciągając się na łóżku.
- Oliwia? – zapytał głos dochodzący zza drzwi.
- Wejdź! – krzyknęłam głośno ziewając.
- Cześć – odpowiedział mi mulat uśmiechając się szeroko na mój widok.
- Co tam Zayn?
- Jak się czujesz? – zapytał siadając na brzegu mojego łóżka.
- Dobrze – podniosłam się na łóżku próbując wstać, jednak chłopak przytrzymał mnie na miejscu.
- Leż! Powinnaś leżeć.
- Zayn – jęknęłam. – Nic mi nie jest. Naprawdę. Co się wczoraj stało? Tak nagle wybiegłeś. Chciałam pójść za tobą, ale Hazza i Nialler nie chcieli mnie puścić – zapytałam spoglądając na niego zmartwionym wzrokiem.
Mulat spuścił głowę i przeczesał włosy dłońmi.
- Ja… Wkurzyłem się! Było tak blisko Oliwia! Tak blisko – powiedział pokazując palcami jak mało – a nigdy bym cię nie zobaczył! Mimo, że nie znamy się zbyt blisko, ale jesteś dla mnie jak starsza siostra. Ożywiłaś to miejsce i sprawiłaś, że stało się to dla nas drugim domem. Z chęcią wracamy tu po pracy widząc twoją rozpromienioną twarz. Mamy już Daddy Direction, ale ty zasługujesz na miano Mummy Direction! Gdyby ciebie zabrakło…
- Zayn! Zayn! – podniosłam głos. – Ja tu jestem! Żyje!
- A co jeśli…?
- Nie zabraknie mnie! Nie martw się, zawsze będę przy was – zapewniłam go, ściskając jego zimną rękę. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie smutno. Ale mimo wszystko uśmiechnął się do mnie promiennie. – Zawsze będę się o was martwić, bo jesteście dla mnie jak rodzina.
I tak narodziła się przyjaźń, która zapoczątkowała nić cichego porozumienia między nami.

Prawie przez cały tydzień chłopcy skakali nade mną jak nad jajkiem. Zabraniali wychodzić mi z domu. Nawet z łóżka nie wychodziłam przez 3 dni, bo zaraz pojawiał się albo Styles albo Horan. Podobały mi się codzienne śniadania do łóżka i mogłabym się do nich przyzwyczaić. Rano znacznie wcześniej przed wizytą Niallera, Zayna i Harrego pojawiał się Liam z kubkiem gorącej zielonej herbaty. Siedział ze mną i rozmawiał o różnych pierdołach.
Mimo wszystko starałam się im zrobić coś na obiad, lecz wtedy napotykałam ich zdegustowane spojrzenia.
Mogłabym zwariować w tych czterech ścianach. Przed tym ratował mnie komputer i rozmowy z Gosią. Codziennie pojawiała się również Kate, która jak sama twierdziła próbowała odkupić winy. Wiedziałam, że gdy zegar wybija 11 dziewczyna zaraz przyjdzie. Wychodziła przed chłopakami, jakby bała się spotkania z nimi. Dziwne.
Moje kontakty z chłopakami uległy zdecydowanej poprawie. Nawet Louis częściej przebywał w moim towarzystwie. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale zawsze to była jakaś nowość. Gdy tylko się pojawiał rozpraszał mnie swoją obecnością. Starałam się na niego nie patrzeć. Nie przyglądać się jego niebieskim oczom o odcieniu oceanu; jego rzęsom okalających jego oczy, które rzucały cień na jego policzki; pełnym ustom, które były wręcz stworzone do całowania.
Momentami czułam jego spojrzenie na sobie, jednak nigdy nie odważyłam się zerknąć w obawie, że mogłabym utonąć w głębi jego spojrzenia.  Gdy zbierałam się w sobie, żeby podnieść wzrok Louis już dawno na mnie nie patrzył.
Im bliżej do weekendu, tym bardziej nie mogłam doczekać się soboty. Ogłosiłam Harremu, że w sobotę wychodzę na zajęcia, a ten w odpowiedzi popukał się w łeb.
Nadeszła moja upragniona sobota. Zerwałam się już o szóstej, by mieć pewność, że wyjdę zanim wszyscy wstaną. Mimo, że nienawidziłam tych porannych zajęć, dzisiaj stwierdziłam, że mogłabym je polubić. Ubrałam się z myślą o tym, że od tygodnia poczuje orzeźwiające listopadowe powietrze. Już o 7 zeszłam na dół modląc się o to, żeby na nikogo nie wpaść. Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane. Liam krzątał się już po kuchni.
- Cześć – powitałam go z uśmiechem.
- Oliwia? – zapytał wystraszony.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Bo prawie zobaczyłem!
Zaśmiałam się w odpowiedzi i uderzyłam chłopaka w ramię.
- Green Tea? – zapytał.
- Chętnie.
Poranne picie herbaty z Liamem wpadło mi w nawyk i stało się naszym małym rytuałem. Po chwili pożegnałam się z nim i wyszłam na zajęcia.
Powietrze pozwoliło mi odetchnąć. Przyprawiło mnie o kolory na twarzy i przede wszystkim o uśmiech. Na dworze spadły pierwsze liście. Drzewa z zielonych przemieniły się w różnokolorowe dzieła sztuki. Jednym słowem mimo deszczu i wszechogarniającego zimna lubiłam tą porę roku. Zawsze byłam wierna latu, jednak jesień też miała to coś w sobie. Te kolory, które rozjaśniały codzienną i przygnębiającą ponurość.
Na moje szczęście lub nieszczęście doszłam szybciej niż się spodziewałam. Dobre pół godziny przed zajęciami przekroczyłam próg uczelni. Brakowało mi tego kontaktu z ludźmi. Może nie rozmowy, ale obecności i przynależności do większej grupy osób, niż ta kochana 5 w domu, która teraz zapewne zastanawia się gdzie jestem.
Usiadłam w pierwszej lepszej ławce i patrzyłam jak ludzie powoli napływają do sali. W pewnym momencie przed oczami mignął mi Joe z Olgą czy jak jej tam. Nie zwróciłam uwagi na nich, bo byłam zbyt zajęta szukaniem mojej mp4. Z triumfalnym uśmiechem włożyłam słuchawkę do ucha i podniosłam wzrok. W okolicach połowy sali zgromadziła się dość spora grupka studentów. Nie myśląc za wiele podeszłam bliżej, chcąc dowiedzieć się co jest przyczyną zbiegowiska.
- Przepraszam, mogę przejść? – zapytałam kilku wysokich kolesi z przodu, którzy rozstąpili się przede mną. Dopchałam się do początku. W środku stał Joe ze swoją laską.
- O co ci chodzi? – zapytała blondynka.
- Jesteś niczym więcej, tylko zwykłą małą szmatą – mówił chłopak. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi, ale sądząc po reakcji dziewczyny też była w szoku.
- CO? – zapytała.
- Myślałaś, że co? Zakocham się, wyjdziemy za mąż, zbudujemy sobie piękny domek? Rzygam twoją obecnością! Całą tobą!
- Ty….ty… - laska nie mogła znaleźć słów.
- Dobrze wiesz, że chodziło mi tylko o to, żeby cię przelecieć, bo po co mi takie ścierwo?
Spojrzałam na twarz dziewczyny, która nie wyrażała teraz żadnych emocji. W jej oczach zaszkliły się łzy.
- Ale wiecie co jest najśmieszniejsze? Ona się boi facetów!
- To.. To nieprawda – wydusiła słabym głosem. Widocznie zbladła, jakby za chwilę miała zemdleć.
- Może pobawimy się w doktora jak z wujkiem?
- Nie – zakryła usta dłońmi, a po jej policzkach spłynęły pierwsze słone krople. – Nie odważysz się!
- A jednak! Wujuś dotykał cię tu i tam? Och jakie to przykre! Chodź pokaże ci lepsze zabawy – powiedział i zbliżył się do niej.
Ciśnienie momentalnie mi podskoczyło.
- N…nie – odpowiedziała.
- Jesteś tylko zwykłą naiwną dziewuchą, która marzy o przyszłości… Oto ona! Na rogu jest burdel w sam raz dla ciebie – powiedział, a wszyscy wkoło się zaśmiali. Zazgrzytałam zębami.
- Och a może zrobimy tak jak twój wujek? Zbiorowy gwałt? – zapytał Joe śmiejąc się jak dzikie zwierze.
Blondynka nie wiedziała co ma zrobić. Szukała pomocy na twarzach zebranych, jednak wszyscy rechotali jak wataha wilków. Olga zerwała się i przepychała się przez bandę idiotów, którzy dotykali ją, gdy tylko znalazła się w ich zasięgu. Wybiegła z sali ze szlochem.
- Czy ty jesteś nienormalny? – huknęłam najgłośniej jak potrafiłam. Twarze zebranych zwróciły się w moją stronę.
- Szukasz kłopotów Waldorf?
- Jesteś zwykłym gównem Joe! Nie ma nic gorszego, niż przemoc psychiczna, a ty właśnie ją zgnębiłeś! Jesteś nic nie wartym dupkiem! Idź do diabła – zamachnęłam się i z całej siły walnęłam go w twarz. W te uderzenie włożyłam całą złość, która przeze mnie przepływała. Odwróciłam się próbując odejść, jednak Joe nie odpuścił i złapał mnie za rękę przyciągając mnie tym samym do siebie. 
------------------
I tak! Jest nareszcie rozdział XIV ! Przepraszam, że tak długo musieliście na niego czekać, ale mam małe problemu z komputerem. Wyłamał mi się zawias w laptopie. Od poniedziałku jestem pozbawiona jakiegokolwiek komputera, więc nie wiem kiedy ukaże się następna notka. Pozdrawiam! Dziękuje za 5500 wejść! To bardzo miło z waszej strony :)Mam nadzieję, że się spodoba!
Informacja! Pojawiła się zakładka "BOHATEROWIE". Dla osób, które nie pamiętają z jaką postacią mają do czynienia ----> BOHATEROWIE.
Ps. Zdjęcie od Oli, więc wielkie dzięki za nie! *.*
ENJOY!
CZYTAM=KOMENTUJE

10 komentarzy:

  1. Zajebisty.! Bardzo mi się podoba ;) Zaczęłam go czytać i nie mogłam przestać i oto piszę komentarz o 4:53 a o 9:00 muszę wstawać i nie wiem jak ja będę funkcjonować ale było warto xx Ann

    OdpowiedzUsuń
  2. nareszcie sie doczekalam <3 wiesz , co o nim mysle .. wiec nie musze nawet komentowac :))) boże , Kate ale zrobili z cb postac .. : D xxx Kate ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz za co najbardziej kocham twojego bloga ? Że jest tutaj nieidealnie. Nie jest to jakaś popieprzona love story, gdzie na początku wszystko się dobrze układa, by później nastąpiła jakaś tragedia, ale wszystko i tak dobrze się kończy. U ciebie niby też jest podobnie, ale co chwila mamy niespodziewane zwroty akcji, nieszczęścia bądź dramaty, czyli coś, co Gabi kocha najbardziej :D
    Mefju zdąrzyłam już pokochać, bo po raz drugi chciał przejechać Olivię . Zaczynam myśleć, czy on nie jest w jakiejś mafii czy coś. A może to prywatny morderca ? O_o
    Co do Zayn'a i Dan, nie dziwię się, ze są tak wściekli na tą Kate czy jak ona tam ma. Ja na ich miejscu postąpiłabym podobnie chociaż nie wiem czy byłoby to słuszne.
    Czekam na następny, @LikeLaughNiall xx

    OdpowiedzUsuń
  4. no nareszcie :D :D

    co ja mogę powiedzieć ... no powiem , że rozdział jest GENIALNY , zresztą jak każdy inny . Kocham twój styl pisania , twoje pomysły i wgl . jesteś THE BEST ! :DDD < 3

    Mam nadzieję , że na następny rozdział nie bd musiała tak długo czekać .

    @natka_Horan_x

    OdpowiedzUsuń
  5. przeczytam dopiero po skończeniu imaginoopa ale nie moge się tak bardzo doczekać,że już dam komentarz,że mi sie podoba *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. więc teraz mogę stwierdzić, że boję się o Oliwie a Joe to chuj. urzekła mnie historia z Kate i Zaynem, tzn ten wątek jak on jej się podoba *.* cóż jeszcze!? za dużo opisu że łka i chlipie, i płacze i na nowo łka. drażniło mnie to jak w banie dziś czytałam ;p i.... fajnie, że Oliwia wkońcu się zaprzyjaźnia z Zaynem, którego nie było w akcji opowiadania za dużo jak i że Liam w końcu coś robi ;p akcja trwa! będę czytać teraz na bierząca ^^ // JOANEK

      Usuń
  6. superr super i jeszcze raz genialny :D długo czekałam ale było warto. Bardzo lubie twojego bloga <33333333 czekam na nexta *____*

    OdpowiedzUsuń
  7. TELLMEIMPERFECT9 września 2012 20:17

    SUUPER *_*
    NARESZCIE POJAWIŁ SIĘ NOWY ROZDZIAŁ ; D
    WIESZ, JAK NA NIEGO CZEKAŁAM XD
    WGL. TO ŚWIETNY JEST ! ^^
    NOTKA TEŻ WYJĄTKOWO DŁUGA WIĘC JEST JESZCZE LEPIEJ ; DD
    JACIE, UWIELBIAM CZYTAC TWOJE OPOWIADANIA I NIE TYLKO ; 3
    MAM NADZIEJĘ, ŻE NN POJAWI SIĘ SZYBCIEJ <33
    MILENA.

    OdpowiedzUsuń
  8. jest świetny jak wszystkie pozostałe
    czekam na next
    zapraszam do siebie na nowy

    http://gotta-be-you-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. No i co ten idiota teraz wykombinuje? Będzie znęcać się nad Oliv? Nic nie warty ten Joe. Louisss ogarnij się Olvia Cię potrzebuje, a ty jeszcze cicho siedzisz.
    W końcu nadrobiłam no nie ? XX

    OdpowiedzUsuń