(…)Zdjęłam
buta, który był moją jedyną bronią. Powoli przesuwałam się w kierunku salonu,
który okazał się pusty. Nienaruszony stan, dokładnie taki, jaki był o poranku.
Pomału przesunęłam się w kierunku kuchni. Byłam już za rogiem, gdy do moich
uszu doszło:
- ała, kurwa.
A ja z bojowym
okrzykiem wpadłam do pomieszczenia rzucając w oprawcę butem. (…)
Obserwowałam parabolę lotu mojego
czerwonego conversa. Trampek po chwili uderzył w głowę chłopaka wywołując u
mnie tym samym napad niepohamowanego śmiechu. Facet po chwili złapał się za
głowę, jakby dopiero teraz doszło do niego minione wydarzenie. Natychmiast
odwrócił się w moim kierunku rozmasowując obolałe miejsce, w którym chwilę temu
wylądował mój but. Łypnął w moim kierunku gniewnie, zaciskając usta w wąską
linię i prychając pod nosem jak kot.
- Harry – zaczęłam – tak mi
ogromnie przykro.
Ponownie prychnął nie zwracając
żadnej uwagi na moje słowa. Odwrócił się do mnie tyłem kontynuując czynność,
którą mu przerwałam.
- Ja, naprawdę nie chciałam. To
był impuls. Wchodzę do domu, który powinien być pusty. Drzwi były otwarte. To
naturalne, że chciałam się bronić, a słysząc hałas w kuchni wpadłam nie sprawdzając,
kto w niej jest. Co ty byś zrobił na moim miejscu? – zapytałam błagalnie licząc
na odrobinę litości i zrozumienia ze strony chłopaka.
- Na pewno nie rzucałbym w ludzi
butami – bąknął cicho pod nosem, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
Spoglądałam na jego plecy, by po
chwili wrócić do przedpokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i zabrałam siatki do
kuchni. Wchodząc do pomieszczenia usłyszałam krótkie:
- Kurwa…
Spojrzałam w kierunku Stylesa
Trzymał się za palec, który szybko pokrywał się czerwoną cieczą. Postawiłam
zakupy na progu.
- Harry – zaczęłam cicho,
obawiając się reakcji chłopaka. – Co się stało?
Hazza patrzył na mnie z wyraźnym
zarzutem w oczach.
- Pokaż – powiedziałam zbliżając
się do niego. Zabrał mi palec sprzed oka, a ja spojrzałam na niego z wyrzutem.
Odszedł kawałek trzymając palca w buzi. Wyglądał śmiesznie, jak niemowlak
trzymający smoczka w ustach.
- Styles!- krzyknęłam. Dopiero
teraz spojrzał na mnie, swoimi kocimi zielonymi oczyma. – Pokażesz mi do
cholery tego palca czy nie?
Niechętnie Curly podał mi swoją
dłoń. Przyjrzałam się i stwierdziłam, że nacięcie jest poważniejsze niż mogłoby
się wydawać.
- Macie tu jakąś apteczkę?
Harry wskazał na szafkę wiszącą
koło lodówki. Podeszłam szybkim krokiem i wyciągnęłam wodę utlenioną oraz
plastry. Polałam palec chłopaka nadtlenkiem wodoru, a on w odpowiedzi syknął
cicho.
- Może przez chwilę trochę piec,
ale zaraz powinno przestać – poinformowałam go z miną eksperta. Styles
przyglądał mi się przez chwilę.
- Skąd tyle o tym wiesz?
- Harry. Studiuję. – odpowiedziałam
wznosząc oczy do nieba i przy okazji osuszając miejsce zranienia. Przykleiłam
plaster informując chłopaka, jaki był dzielny.
- Boli – powiedział z miną
dziecka i nachmurzył się. – Pocałujesz? – zapytał podsuwając mi palec.
Spojrzałam na chłopaka jak na
idiotę, ale nic więcej nie powiedziałam. Pochuchałam na jego „paluszek” i
złożyłam na nim szybki pocałunek. Hazza zadowolony z tego uśmiechnął się
szeroko do mnie.
Chłopak wrócił do obierania
czegoś, co początkowo może i przypominało ziemniaki, lecz teraz wyglądało jak
prostokąt. Między nami zapadła niezręczna cisza.
- Więc gdzie studiujesz? – zagaił
chłopak wyrywając mnie z odrętwienia.
- Czy to ważne? – wzruszyłam
ramionami. Nie lubiłam się chwalić swoimi osiągnięciami.
- Jest aż tak źle? – starał się
żartować, jednak to spowodowało, że się zarumieniłam.
- Nie, nie… Po prostu…
Harry zrobił wielkie oczy.
- No NIE! – powiedział po chwili,
co kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Ty studiujesz na Harvardzie –
odparł po chwili głosem, który mógłby świadczyć o tym, że odkrył jakiś ważny
fakt naukowy.
- Ja, tak…
Zapadła kolejna głucha cisza, a
każdy z nas oddał się własnym rozmyślaniom.
- Harry, wcale nie musisz udawać,
że mnie lubisz – odparłam po chwili, przerywając jego czynność. Curly spojrzał
na mnie swoimi oczami, które zdawały się przeszywać mnie na wylot.
- Co? – zatrzymał się i odwrócił
w moim kierunku trzymając nóż w ręku. Jak rasowy zabójca podszedł do mnie z
podniesionym ostrzem.
- Mówię, że spokojnie możesz mi
powiedzieć, że mnie nienawidzisz. Ja się nie obrażę.
Chłopak zamachnął się. Odsunęłam
się w obawie, że może zrobić mi jakąś krzywdę, ale on spokojnie położył nóż na
blacie kuchennym.
- Nie nienawidzę cię Oliwia –
odparł po chwili zastanowienia. – Czy powiedziałem ci kiedykolwiek coś takiego?
- Niby nie, ale…
- Właśnie. Nie powiedziałem,
czyli tak nie uważam. Jesteś bardzo… -
zamyślił się, by dobrać odpowiednie słowo – sympatyczna. Naprawdę cię lubię.
Siedziałam tam skołowana nie wiedząc,
jak powinnam zareagować. Zaskoczył mnie.
- W takim razie, dlaczego
zachowujesz się w stosunku do mnie jak ostatni dupek?
Harry zrobił zdziwioną minę.
Dłońmi wskazał na siebie, jakby chcąc zapytać „ja?”.
- Ty, Harry – odparłam cicho
wzdychając. – Unikasz mnie, kiedy się tylko pojawiam rzucasz w moim kierunku wywyższające
się spojrzenia. Czy zrobiłam ci coś złego?
- N..Nie.
- To, o co chodzi? Powiedziałam
coś nie tak?
Chłopak spuścił wzrok, a jego
policzki lekko się zaczerwieniły.
- Nie o to chodzi Oliwia –
powiedział cicho.
- A o co Harry? Zachowujesz się
jak małe dziecko. Ja naprawdę nie jestem jasnowidzem, żeby wiedzieć, o co ci
chodzi. – zastanowiłam się nad tym, co powiedziałam. – Ja wiem, że bardzo
zależy ci na Louisie.
Wpatrywał się w moje szare oczy z
nieznanym mi do tej pory uczuciem. Nie potrafiłam go nazwać.
- Ja, doskonale zdaje sobie
sprawę z tego jak potraktowałam Louisa. Powinnam mu wtedy podziękować. Domyślam
się, że musi być ci ciężko patrzeć na mnie po tym co mu zrobiłam. Ale on też
nie zachował się wobec mnie w porządku.
- Czyżby? – zapytał loczek.
- Tak. Harry ja wiem.
- Ale co?
- Zadziwiająco dużo. Wina leży po
połowie, więc proszę nie zachowuj się jak dziecko. Albo ze mną rozmawiasz i
wszystko jest ok., albo mówimy sobie na razie i udajemy, że się nie znamy.
Chłopak usiadł naprzeciwko mnie.
Z zaciekawieniem obserwowałam jego twarz i malujące się na niej uczucia. Spojrzałam
w jego szklane oczy.
- Harry, wierz mi ja naprawdę nie
chciałam cię zranić. Ja po prostu tak nie mogę. Naprawdę cię lubię i nie chce
stracić tak wartościowej osoby jaką jesteś. Ale za każdym razem jak na ciebie
spoglądam, widząc twoje odpychające spojrzenie… kłuje mnie coś w środku. Żal.
Ból. Niemoc. Niewiedza, co złego zrobiłam tym razem. Nie potrzebuje litości.
Chce jedynie tamtego zabawnego chłopaka z restauracji, który jednym banalnym
żartem potrafił mnie rozbawić. Mam nadzieję, że tamten Harry ruszy tyłek i
wróci, by mnie przytulić – odpowiedziałam cicho wykładając swoje uczucia na
stół. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
Widząc brak reakcji ze strony
chłopaka wstałam i ruszyłam w stronę schodów. Po chwili poczułam ramiona
obejmujące mnie od tyłu. Odwróciłam się. Przytuliłam się do jego granatowej
koszuli w kratkę, wdychając jego zapach.
- Przepraszam – szepnął, kładąc
podbródek na mojej głowie.
- Już dobrze Harry, tęskniłam za
tobą.
- Ja za tobą też – odparł cicho.
Odsunął mnie od siebie na długość
rąk i uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach.
- Jestem Harry – powiedział
wyciągając ku mnie dłoń. – Harry Styles. Gwiazda muzyki pop, członek zespołu
One Direction.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Jestem Oliwia. Oliwia Waldorf. Biedna studentka medycyny na
Harvardzie – uścisnęłam jego dłoń.
- Miło cię
poznać Oliwia. Biedna? – uniósł brwi w geście niedowierzania. – A te Audi
stojące w garażu to niby co?
- Prezent od
moich rodziców. Mimo tego, że są bogaci żyje tu na własną rękę.
Curly wypuścił
mnie z uścisku. Odwróciłam się, poszłam do przedpokoju i schyliłam się po
siatki. Lekko zachwiałam się pod wpływem nagłych zawrotów głowy. Harry
pośpiesznie złapał mnie w pasie i przytrzymał.
- Wszystko ok.?
– zapytał zmartwiony.
- Chyy.. Chyba
tak – odpowiedziałam, a na moim czole pojawiła się marsowa zmarszczka.
Masowałam skronie, starając się, aby to jak najszybciej przeszło. Hazza
przyglądał mi się z wyraźną troską wypisaną na twarzy.
- Nie wygląda
jakby wszystko było dobrze. Oliwia? – zapytał odwracając mnie do siebie i
łapiąc mnie za podbródek. Spoglądając mi prosto w oczy powiedział – pamiętałaś
o braniu leków prawda?
- Leków? Jakich
leków? – odpowiedziałam zmieszana.
- Lekarz
przepisał ci leki. Nie wiedziałaś? Cholera. Tomlinson ci nie powiedział! Czekaj
tu chwilę – podprowadził mnie i posadził na krześle. Wyszedł z pomieszczenia, a
ja włożyłam głowę między nogi. Był to jedyny znany mi sposób, który mógł w
miarę szybko pomóc mi poradzić sobie z problemem. Po chwili podbiegł Hazza,
który jak sądziłam obawiał się, że coś mi się stało. Podniósł moją głowę i
wcisnął mi coś do ręki. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego nieprzytomnym
wzrokiem.
- Weź to –
powiedział Styles zmartwionym głosem podając mi szklankę wody.
- Czy ty się o
mnie martwisz? – zapytałam cicho. W odpowiedzi chłopak odpowiedział, że jestem
głupia i że mam jak najszybciej połknąć te przeklęte leki.
Siedziałam tak z
15 minut, a za ten czas chłopak zdążył rozpakować przyniesione przeze mnie
zakupy.
- Po co ci tego
tyle?
Spojrzałam na
zegarek przerażona tym jak mało czasu zostało mi do powrotu chłopców i od razu
poderwałam się w górę, co okazało się nienajlepszą decyzją zważając na mój
obecny stan zdrowia.
- Muszę zrobić
obiad dla Li, Niallera i Zayna – odpowiedziałam podtrzymując się stołu. – Nie
mam pojęcia czemu, ale ani razu nie widziałam cię w kuchni.
- Przeważnie jem
z Louisem na mieście, ale chyba od dziś przerzucę się na twoją kuchnie. Chociaż
nie, trochę się boję. If u know what I mean.
- Czy ty właśnie
sugerujesz, że ja nie potrafię gotować?
- Przekonajmy
się – odpowiedział rzucając w moim kierunku ścierkę.
Zaczęliśmy naszą
przygodę z zapiekanką. Harry okazał się być dobry pomocnikiem. Wykonywał każde
moje polecenie. Wspólne gotowanie zbliżyło nas do siebie. Ostatnią rzeczą, o jaką go poprosiłam było
starcie sera. Na początku szło mu całkiem dobrze, aż do czasu. Na nieszczęście
chłopak zaciął się po raz kolejny dzisiejszego dnia. Zasyczał cicho z bólu.
- Harry! Oddaj
to – powiedziałam zmartwiona – jesteś jak dziecko! Zawsze musisz sobie coś zrobić?
- Nie, nie muszę
mamusiu – spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Czekaj… Czy ty
właśnie nazwałeś mnie matką? Czy ja wyglądam na matkę? – zapytałam z
oburzeniem.
- Więc – zaczął drapać
się w szyję, co mogło oznaczać, że stara się jakoś wybrnąć z tej sytuacji –
zważając na to, że jesteś starsza, to tak.
- Gówniarz –
powiedziałam celując w niego patelnią.
- Stara krowa –
odpłacił mi się. Po chwili trzymał łyżkę wyciągniętą w moim kierunku.
- Uważaj sobie
młody – pomachałam mu patelnią przed nosem, a on próbował zablokować moje ruchy
łyżką.
- I to jest
różnica między nami. Ja zawsze będę młodszy od ciebie. Czyli o kilka lat
piękniejszy.
- Och czyżby? To,
co od teraz mam wołać na ciebie “BOBO”?
Chłopak
zaczerwienił się i otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie znalazł
dobrej riposty. W takiej pozycji zastała nas Danielle, która widocznie wróciła
już z pracy.
- Wszystko w
porządku? – zapytała spoglądając na nas.
- Tak Dan, tylko
młody coś fika.
- Tylko nie
młody – odpowiedział z urazem, udając, że się obraża.
- Oj Harry,
dobrze wiesz, że kocham te twoje loczki.
- Naprawdę? –
zapytał z dumą.
- Tak –
odpowiedziałam i zaczęłam układać warstwy zapiekanki. Gdy skończyłam Hazza
dalej męczył się z serem, a ja wyszłam do łazienki umyć ręce. Usłyszałam jakiś
dźwięk dochodzący z torebki Danielle.
- Dan, telefon ci dzwoni – krzyknęłam dość głośno.
- Jest w
przedniej kieszeni, odbierz. Jeżeli to z pracy powiedz, że mnie nie ma –
zaśmiała się.
Spojrzałam na
wyświetlacz komórki. Nieznany numer. Odebrałam, a w słuchawce odezwał się kobiecy
głos. Podczas rozmowy trwającej już jakieś 5 minut i polegającej przede
wszystkim na „yhym”, „nie”, „kim jesteś?”, „tak” i „aha”, podbiegł Harry i
wydarł mi się do ucha. Czułam, że rozmówczyni przechodzi już do sedna, ale nie usłyszałam,
o co chodzi przez szanownego pana Loczka.
- Cśśśś Styles,
bo ci walne w ten głupi łeb za chwile! – powiedziałam rozwścieczona. Dan
słysząc krzyki od razu przybiegła do pokoju.
Stałam tam z
przerażoną miną słuchając dziewczyny w słuchawce. Nie wiedziałam, co mam ze
sobą zrobić. Usiadłam z telefonem w ręku, potem natychmiast wstałam. Bez słowa
wytłumaczenia pociągnęłam Danielle za rękę i skierowałam się do drzwi. Tam
wpadłam na zdezorientowanych chłopaków. Dziewczyna próbowała rozluźnić mój
uścisk, przy okazji wołając coś za mną, ale ja byłam zbyt skupiona, żeby
cokolwiek zrozumieć. Jak najszybciej wyciągnęłam samochód z garażu i władowałam
do niego dziewczynę. Odjeżdżając zauważyłam pytające spojrzenia chłopaków.
- DOBRA OLIWIA !
DO CHOLERY WYTŁUMACZ MI, CO SIĘ DZIEJE?! – darła się dziewczyna.
- Nie mamy
czasu, zaufaj mi – odpowiedziałam spokojnie.
- GDZIE MY W
OGÓLE JEDZIEMY?
- Zaraz będziemy
na miejscu – powiedziałam i przycisnęłam pedał gazu. Skręciłam, aż opony piszczały.
Danielle przypięła się pasami i trzymała się rączki, w obawie, że może jej się
coś stać.
Zahamowałam z
piskiem opon, a Dan odrzuciło do przodu. Nie powinnam tak szybko jeździć, ale
tego wymagała sytuacja.
- Chodź –
rzuciłam szarpiąc się z pasem. Gdy udało mi się go rozpiąć szybko wybiegłam z samochodu,
jednym sprawnym ruchem zamykając go.
Danielle stała
tam przyglądając mi się ze zdziwieniem wymalowanym na jej twarzy.
- Na co czekasz?
– pociągnęłam ją za rękę.
Rozejrzałam się
po ulicy. Nie wyglądała przyjaźnie. W środku dnia kręciło się tu sporo
podejrzanych typów, a na ulicach było pełno pijaków. Jezdnia była strasznie
ruchliwa, jednak mimo wszystko udało mi się dostrzec jedną samotną postać po
drugiej stronie. Stała na chodniku opierając się o znak drogowy. Wyglądała na wycieńczoną,
o czym świadczyły jej zamknięte oczy i mizerny wygląd. Właściwie wyglądała
jakby miała zaraz zemdleć.
- Kate! –
krzyknęłam wymachując rękami. Obawiałam się, że przez uliczny hałas dziewczyna
może mnie nie dosłyszeć.
Droga była
czteropasmowa, prawie w całości zakryta samochodami.
- Zostań tu –
rzuciłam do Danielle. Nie chciałam narażać jej na niebezpieczeństwo.
Rozejrzałam się ponownie
i korzystając z okazji, że pierwszy pas był pusty przeszłam go.
- KATE! – darłam
się. Nic. Zero reakcji.
Byłam już na
środku jezdni, gdy dziewczyna usłyszała mnie i podniosła zmęczone oczy. Uśmiechnęła
się ledwo dostrzegalnie.
Starałam się jak
najszybciej dostać się do niej, by zabrać ją do samochodu. Spuściłam ją na
chwilę z oczu. Próbowałam jak najszybciej przedrzeć się przez sznur samochodów,
który jak na złość się nasilał. Podniosłam wzrok, aby namierzyć dziewczynę i
zmroziło mnie. Po karku przeszedł mi zimny dreszcz. Rozejrzałam się, ale jej
nigdzie nie było. Gdzie mogło ją wciąć przez minutę? Spojrzałam za siebie, a
tam Danielle nerwowo przechadzała się koło samochodu. Spojrzałam do przodu.
Błądziłam oczami po całej szerokości chodnika, aż w końcu ją dojrzałam. Kate
śmiała się i ruszyła w moim kierunku.
- Czekaj! CO TY
ROBISZ? – krzyknęłam.
Wszystko działo
się w przyspieszonym tempie. Zobaczyłam Kate, która zrobiła krok do przodu
wchodząc tym samym na jezdnię. Ja pobiegłam do przodu wpadając przed samochód,
który zahamował robiąc wkoło straszny hałas. Brunetka podniosła na mnie swoje
duże oczy. Kierowca coś za mną krzyczał, ale wszystko działo się zbyt szybko
bym mogła zrozumieć sens jego słów. Kate spojrzała w bok otwierając oczy z
przerażenia. Ja zerwałam się jak najszybciej umiałam i wypchnęłam dziewczynę z
jezdni wpadając wprost pod nadjeżdżający samochód.
----------------------------------------
KATE JEST MODELKĄ Z ROZDZIAŁU XI.
----------------------------------------
KATE JEST MODELKĄ Z ROZDZIAŁU XI.
----------------------------------------
Planowałam dłuższe zakończenie, ale wpadłam na lepszy pomysł. Naprawdę dziękuje za wszystkie komentarze, które zostawiacie poniżej. Czytam każdy z nich i przy każdym się uśmiecham. Strasznie mi miło, że mój blog ma już ponad 5000 wyświetleń! Jeeeej! *taniec szczęścia Lou*. Pozdrawiam i zachęcam do dalszego czytania i komentowania.
Postaram się, żeby w tym tygodniu pojawiła się jeszcze jedna notka, z uwagi, że ta nie należy do najdłuższych. Ale podoba mi się zakończenie, więc to zawsze jakiś plus. Pozdrawiam was z tych ostatnich dni wakacji.
Zdjęcie jest po prostu piękne *.*
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Nie musze ci chyba pisać że piszesz świetnie. Każdy ruch, uczucie opisujesz idelanie . Nie wiem gdzie ty się tego nauczyłaś ale byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała na mojego bloga i dodała swoją opinie : http://you-are-control-of-my-heart.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńależ żeś się rozpisała :) na prawdę genialny. Gratuluję pomysłu :) czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuń@kurpiak
Cieszę się, że jednak pomiedzy Olivią, a Hazziątkiem wszystko okej, bo nie zniosłabym faktu, że on jej nienawidzi. A sorry, to nie Hazziątko, tylko BOBO. Hahhahahahahahahahahahahah ^^ O kurwa, dziewczyno, jak ja kocham te twoje teksty xd <3 Zawsze potrafisz mnie rozbawić. xd
OdpowiedzUsuńTa końcówka. O Boże... Olivia zachowała sie na prawdę świetnie <3 Nie wiele osób, rzuciło by się pod samochód, chcąc uratowac kogoś innego. Ale szczerze mówiac, to chyba już jej trzeci, czy tam czwarty wypadek xd Cóż, dziewczyna ma pecha xd
Czekam na następny, @LikeLaughNiall xx
nooo i to mi sie podoba , ale wolalabym zeby kate lezala pod kolami, nie oli :D. super <3 czekam na next!
OdpowiedzUsuńO boże o_O Ake sie zdygalam końca! Iiii wątek z Harrym jest genialny hahahhahahahhahahahhahahahhaahaahaa xd Jaaak zajebiście ze dodasz nastepny jeszcze w tym tygodniu,bede miala co czytac,fuck yea! :D
OdpowiedzUsuńHahahahahahahaha xd z Harrym najlepsze xd i ten koniec o.O zaskakujesz mnie w każdym rozdziale . Mam nadzieję , że szybko dodasz następny .
OdpowiedzUsuń@natka_Horan_x
Trafiłam tu przypadkiem i przyznam szczerze, że mnie wciągnęło *.* Szkoda, że to już prawie koniec T.T Akcja jest naprawdę niesamowita i zaskakująca... a Olivia postąpiła bardzo hmm... odważnie? Czekam na kolejną notkę... może kolejna część? xD
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie: http://when-i-see-stars.blogspot.com/
super blog :D
OdpowiedzUsuńwszystkie rozdziały, które przeczytałam były świetne XD Oliwia zachowała się szlachetnie. ja bym się na to nie zdobyła. czekam na next XD
OdpowiedzUsuńps. mam na tt nową nazwę @coomandoo
Oli zapalony lekarz w przyszłości - szlachta yea. świetny opis sytuacji Misiu :)
OdpowiedzUsuń