środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział XIII


(…)Zdjęłam buta, który był moją jedyną bronią. Powoli przesuwałam się w kierunku salonu, który okazał się pusty. Nienaruszony stan, dokładnie taki, jaki był o poranku. Pomału przesunęłam się w kierunku kuchni. Byłam już za rogiem, gdy do moich uszu doszło:
- ała, kurwa.
A ja z bojowym okrzykiem wpadłam do pomieszczenia rzucając w oprawcę butem. (…)

Obserwowałam parabolę lotu mojego czerwonego conversa. Trampek po chwili uderzył w głowę chłopaka wywołując u mnie tym samym napad niepohamowanego śmiechu. Facet po chwili złapał się za głowę, jakby dopiero teraz doszło do niego minione wydarzenie. Natychmiast odwrócił się w moim kierunku rozmasowując obolałe miejsce, w którym chwilę temu wylądował mój but. Łypnął w moim kierunku gniewnie, zaciskając usta w wąską linię i prychając pod nosem jak kot.
- Harry – zaczęłam – tak mi ogromnie przykro.
Ponownie prychnął nie zwracając żadnej uwagi na moje słowa. Odwrócił się do mnie tyłem kontynuując czynność, którą mu przerwałam.
- Ja, naprawdę nie chciałam. To był impuls. Wchodzę do domu, który powinien być pusty. Drzwi były otwarte. To naturalne, że chciałam się bronić, a słysząc hałas w kuchni wpadłam nie sprawdzając, kto w niej jest. Co ty byś zrobił na moim miejscu? – zapytałam błagalnie licząc na odrobinę litości i zrozumienia ze strony chłopaka.
- Na pewno nie rzucałbym w ludzi butami – bąknął cicho pod nosem, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
Spoglądałam na jego plecy, by po chwili wrócić do przedpokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i zabrałam siatki do kuchni. Wchodząc do pomieszczenia usłyszałam krótkie:
- Kurwa…
Spojrzałam w kierunku Stylesa Trzymał się za palec, który szybko pokrywał się czerwoną cieczą. Postawiłam zakupy na progu.
- Harry – zaczęłam cicho, obawiając się reakcji chłopaka. – Co się stało?
Hazza patrzył na mnie z wyraźnym zarzutem w oczach.
- Pokaż – powiedziałam zbliżając się do niego. Zabrał mi palec sprzed oka, a ja spojrzałam na niego z wyrzutem. Odszedł kawałek trzymając palca w buzi. Wyglądał śmiesznie, jak niemowlak trzymający smoczka w ustach.
- Styles!- krzyknęłam. Dopiero teraz spojrzał na mnie, swoimi kocimi zielonymi oczyma. – Pokażesz mi do cholery tego palca czy nie?
Niechętnie Curly podał mi swoją dłoń. Przyjrzałam się i stwierdziłam, że nacięcie jest poważniejsze niż mogłoby się wydawać.
- Macie tu jakąś apteczkę?
Harry wskazał na szafkę wiszącą koło lodówki. Podeszłam szybkim krokiem i wyciągnęłam wodę utlenioną oraz plastry. Polałam palec chłopaka nadtlenkiem wodoru, a on w odpowiedzi syknął cicho.
- Może przez chwilę trochę piec, ale zaraz powinno przestać – poinformowałam go z miną eksperta. Styles przyglądał mi się przez chwilę.
- Skąd tyle o tym wiesz?
- Harry. Studiuję. – odpowiedziałam wznosząc oczy do nieba i przy okazji osuszając miejsce zranienia. Przykleiłam plaster informując chłopaka, jaki był dzielny.
- Boli – powiedział z miną dziecka i nachmurzył się. – Pocałujesz? – zapytał podsuwając mi palec.
Spojrzałam na chłopaka jak na idiotę, ale nic więcej nie powiedziałam. Pochuchałam na jego „paluszek” i złożyłam na nim szybki pocałunek. Hazza zadowolony z tego uśmiechnął się szeroko do mnie.
Chłopak wrócił do obierania czegoś, co początkowo może i przypominało ziemniaki, lecz teraz wyglądało jak prostokąt. Między nami zapadła niezręczna cisza.
- Więc gdzie studiujesz? – zagaił chłopak wyrywając mnie z odrętwienia.
- Czy to ważne? – wzruszyłam ramionami. Nie lubiłam się chwalić swoimi osiągnięciami.
- Jest aż tak źle? – starał się żartować, jednak to spowodowało, że się zarumieniłam.
- Nie, nie… Po prostu…
Harry zrobił wielkie oczy.
- No NIE! – powiedział po chwili, co kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Ty studiujesz na Harvardzie – odparł po chwili głosem, który mógłby świadczyć o tym, że odkrył jakiś ważny fakt naukowy.
- Ja, tak…
Zapadła kolejna głucha cisza, a każdy z nas oddał się własnym rozmyślaniom.
- Harry, wcale nie musisz udawać, że mnie lubisz – odparłam po chwili, przerywając jego czynność. Curly spojrzał na mnie swoimi oczami, które zdawały się przeszywać mnie na wylot.
- Co? – zatrzymał się i odwrócił w moim kierunku trzymając nóż w ręku. Jak rasowy zabójca podszedł do mnie z podniesionym ostrzem.
- Mówię, że spokojnie możesz mi powiedzieć, że mnie nienawidzisz. Ja się nie obrażę.
Chłopak zamachnął się. Odsunęłam się w obawie, że może zrobić mi jakąś krzywdę, ale on spokojnie położył nóż na blacie kuchennym.
- Nie nienawidzę cię Oliwia – odparł po chwili zastanowienia. – Czy powiedziałem ci kiedykolwiek coś takiego?
- Niby nie, ale…
- Właśnie. Nie powiedziałem, czyli tak nie uważam. Jesteś bardzo…  - zamyślił się, by dobrać odpowiednie słowo – sympatyczna. Naprawdę cię lubię.
Siedziałam tam skołowana nie wiedząc, jak powinnam zareagować. Zaskoczył mnie.
- W takim razie, dlaczego zachowujesz się w stosunku do mnie jak ostatni dupek?
Harry zrobił zdziwioną minę. Dłońmi wskazał na siebie, jakby chcąc zapytać „ja?”.
- Ty, Harry – odparłam cicho wzdychając. – Unikasz mnie, kiedy się tylko pojawiam rzucasz w moim kierunku wywyższające się spojrzenia. Czy zrobiłam ci coś złego?
- N..Nie.
- To, o co chodzi? Powiedziałam coś nie tak?
Chłopak spuścił wzrok, a jego policzki lekko się zaczerwieniły.
- Nie o to chodzi Oliwia – powiedział cicho.
- A o co Harry? Zachowujesz się jak małe dziecko. Ja naprawdę nie jestem jasnowidzem, żeby wiedzieć, o co ci chodzi. – zastanowiłam się nad tym, co powiedziałam. – Ja wiem, że bardzo zależy ci na Louisie.
Wpatrywał się w moje szare oczy z nieznanym mi do tej pory uczuciem. Nie potrafiłam go nazwać.  
- Ja, doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak potraktowałam Louisa. Powinnam mu wtedy podziękować. Domyślam się, że musi być ci ciężko patrzeć na mnie po tym co mu zrobiłam. Ale on też nie zachował się wobec mnie w porządku.
- Czyżby? – zapytał loczek.
- Tak. Harry ja wiem.
- Ale co?
- Zadziwiająco dużo. Wina leży po połowie, więc proszę nie zachowuj się jak dziecko. Albo ze mną rozmawiasz i wszystko jest ok., albo mówimy sobie na razie i udajemy, że się nie znamy.
Chłopak usiadł naprzeciwko mnie. Z zaciekawieniem obserwowałam jego twarz i malujące się na niej uczucia. Spojrzałam w jego szklane oczy.
- Harry, wierz mi ja naprawdę nie chciałam cię zranić. Ja po prostu tak nie mogę. Naprawdę cię lubię i nie chce stracić tak wartościowej osoby jaką jesteś. Ale za każdym razem jak na ciebie spoglądam, widząc twoje odpychające spojrzenie… kłuje mnie coś w środku. Żal. Ból. Niemoc. Niewiedza, co złego zrobiłam tym razem. Nie potrzebuje litości. Chce jedynie tamtego zabawnego chłopaka z restauracji, który jednym banalnym żartem potrafił mnie rozbawić. Mam nadzieję, że tamten Harry ruszy tyłek i wróci, by mnie przytulić – odpowiedziałam cicho wykładając swoje uczucia na stół. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
Widząc brak reakcji ze strony chłopaka wstałam i ruszyłam w stronę schodów. Po chwili poczułam ramiona obejmujące mnie od tyłu. Odwróciłam się. Przytuliłam się do jego granatowej koszuli w kratkę, wdychając jego zapach.
- Przepraszam – szepnął, kładąc podbródek na mojej głowie.
- Już dobrze Harry, tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też – odparł cicho.  
Odsunął mnie od siebie na długość rąk i uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach.
- Jestem Harry – powiedział wyciągając ku mnie dłoń. – Harry Styles. Gwiazda muzyki pop, członek zespołu One Direction.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Jestem Oliwia. Oliwia Waldorf. Biedna studentka medycyny na Harvardzie – uścisnęłam jego dłoń.
- Miło cię poznać Oliwia. Biedna? – uniósł brwi w geście niedowierzania. – A te Audi stojące w garażu to niby co?
- Prezent od moich rodziców. Mimo tego, że są bogaci żyje tu na własną rękę.
Curly wypuścił mnie z uścisku. Odwróciłam się, poszłam do przedpokoju i schyliłam się po siatki. Lekko zachwiałam się pod wpływem nagłych zawrotów głowy. Harry pośpiesznie złapał mnie w pasie i przytrzymał.
- Wszystko ok.? – zapytał zmartwiony.
- Chyy.. Chyba tak – odpowiedziałam, a na moim czole pojawiła się marsowa zmarszczka. Masowałam skronie, starając się, aby to jak najszybciej przeszło. Hazza przyglądał mi się z wyraźną troską wypisaną na twarzy.
- Nie wygląda jakby wszystko było dobrze. Oliwia? – zapytał odwracając mnie do siebie i łapiąc mnie za podbródek. Spoglądając mi prosto w oczy powiedział – pamiętałaś o braniu leków prawda?
- Leków? Jakich leków? – odpowiedziałam zmieszana.
- Lekarz przepisał ci leki. Nie wiedziałaś? Cholera. Tomlinson ci nie powiedział! Czekaj tu chwilę – podprowadził mnie i posadził na krześle. Wyszedł z pomieszczenia, a ja włożyłam głowę między nogi. Był to jedyny znany mi sposób, który mógł w miarę szybko pomóc mi poradzić sobie z problemem. Po chwili podbiegł Hazza, który jak sądziłam obawiał się, że coś mi się stało. Podniósł moją głowę i wcisnął mi coś do ręki. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Weź to – powiedział Styles zmartwionym głosem podając mi szklankę wody.
- Czy ty się o mnie martwisz? – zapytałam cicho. W odpowiedzi chłopak odpowiedział, że jestem głupia i że mam jak najszybciej połknąć te przeklęte leki.
Siedziałam tak z 15 minut, a za ten czas chłopak zdążył rozpakować przyniesione przeze mnie zakupy.
- Po co ci tego tyle?
Spojrzałam na zegarek przerażona tym jak mało czasu zostało mi do powrotu chłopców i od razu poderwałam się w górę, co okazało się nienajlepszą decyzją zważając na mój obecny stan zdrowia.
- Muszę zrobić obiad dla Li, Niallera i Zayna – odpowiedziałam podtrzymując się stołu. – Nie mam pojęcia czemu, ale ani razu nie widziałam cię w kuchni.
- Przeważnie jem z Louisem na mieście, ale chyba od dziś przerzucę się na twoją kuchnie. Chociaż nie, trochę się boję. If u know what I mean.
- Czy ty właśnie sugerujesz, że ja nie potrafię gotować?
- Przekonajmy się – odpowiedział rzucając w moim kierunku ścierkę.
Zaczęliśmy naszą przygodę z zapiekanką. Harry okazał się być dobry pomocnikiem. Wykonywał każde moje polecenie. Wspólne gotowanie zbliżyło nas do siebie.  Ostatnią rzeczą, o jaką go poprosiłam było starcie sera. Na początku szło mu całkiem dobrze, aż do czasu. Na nieszczęście chłopak zaciął się po raz kolejny dzisiejszego dnia. Zasyczał cicho z bólu.
- Harry! Oddaj to – powiedziałam zmartwiona – jesteś jak dziecko! Zawsze musisz sobie coś  zrobić?
- Nie, nie muszę mamusiu – spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Czekaj… Czy ty właśnie nazwałeś mnie matką? Czy ja wyglądam na matkę? – zapytałam z oburzeniem.
- Więc – zaczął drapać się w szyję, co mogło oznaczać, że stara się jakoś wybrnąć z tej sytuacji – zważając na to, że jesteś starsza, to tak.
- Gówniarz – powiedziałam celując w niego patelnią.
- Stara krowa – odpłacił mi się. Po chwili trzymał łyżkę wyciągniętą w moim kierunku.
- Uważaj sobie młody – pomachałam mu patelnią przed nosem, a on próbował zablokować moje ruchy łyżką.
- I to jest różnica między nami. Ja zawsze będę młodszy od ciebie. Czyli o kilka lat piękniejszy.
- Och czyżby? To, co od teraz mam wołać na ciebie “BOBO”?
Chłopak zaczerwienił się i otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie znalazł dobrej riposty. W takiej pozycji zastała nas Danielle, która widocznie wróciła już z pracy.
- Wszystko w porządku? – zapytała spoglądając na nas.
- Tak Dan, tylko młody coś fika.
- Tylko nie młody – odpowiedział z urazem, udając, że się obraża.
- Oj Harry, dobrze wiesz, że kocham te twoje loczki.
- Naprawdę? – zapytał z dumą.
- Tak – odpowiedziałam i zaczęłam układać warstwy zapiekanki. Gdy skończyłam Hazza dalej męczył się z serem, a ja wyszłam do łazienki umyć ręce. Usłyszałam jakiś dźwięk dochodzący z torebki Danielle.
- Dan,  telefon ci dzwoni – krzyknęłam dość głośno.
- Jest w przedniej kieszeni, odbierz. Jeżeli to z pracy powiedz, że mnie nie ma – zaśmiała się.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Nieznany numer. Odebrałam, a w słuchawce odezwał się kobiecy głos. Podczas rozmowy trwającej już jakieś 5 minut i polegającej przede wszystkim na „yhym”, „nie”, „kim jesteś?”, „tak” i „aha”, podbiegł Harry i wydarł mi się do ucha. Czułam, że rozmówczyni przechodzi już do sedna, ale nie usłyszałam, o co chodzi przez szanownego pana Loczka.
- Cśśśś Styles, bo ci walne w ten głupi łeb za chwile! – powiedziałam rozwścieczona. Dan słysząc krzyki od razu przybiegła do pokoju.
Stałam tam z przerażoną miną słuchając dziewczyny w słuchawce. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Usiadłam z telefonem w ręku, potem natychmiast wstałam. Bez słowa wytłumaczenia pociągnęłam Danielle za rękę i skierowałam się do drzwi. Tam wpadłam na zdezorientowanych chłopaków. Dziewczyna próbowała rozluźnić mój uścisk, przy okazji wołając coś za mną, ale ja byłam zbyt skupiona, żeby cokolwiek zrozumieć. Jak najszybciej wyciągnęłam samochód z garażu i władowałam do niego dziewczynę. Odjeżdżając zauważyłam pytające spojrzenia chłopaków.
- DOBRA OLIWIA ! DO CHOLERY WYTŁUMACZ MI, CO SIĘ DZIEJE?! – darła się dziewczyna.
- Nie mamy czasu, zaufaj mi – odpowiedziałam spokojnie.
- GDZIE MY W OGÓLE JEDZIEMY?
- Zaraz będziemy na miejscu – powiedziałam i przycisnęłam pedał gazu. Skręciłam, aż opony piszczały. Danielle przypięła się pasami i trzymała się rączki, w obawie, że może jej się coś stać.
Zahamowałam z piskiem opon, a Dan odrzuciło do przodu. Nie powinnam tak szybko jeździć, ale tego wymagała sytuacja.
- Chodź – rzuciłam szarpiąc się z pasem. Gdy udało mi się  go rozpiąć szybko wybiegłam z samochodu, jednym sprawnym ruchem zamykając go.
Danielle stała tam przyglądając mi się ze zdziwieniem wymalowanym na jej twarzy.
- Na co czekasz? – pociągnęłam ją za rękę.
Rozejrzałam się po ulicy. Nie wyglądała przyjaźnie. W środku dnia kręciło się tu sporo podejrzanych typów, a na ulicach było pełno pijaków. Jezdnia była strasznie ruchliwa, jednak mimo wszystko udało mi się dostrzec jedną samotną postać po drugiej stronie. Stała na chodniku opierając się o znak drogowy. Wyglądała na wycieńczoną, o czym świadczyły jej zamknięte oczy i mizerny wygląd. Właściwie wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.
- Kate! – krzyknęłam wymachując rękami. Obawiałam się, że przez uliczny hałas dziewczyna może mnie nie dosłyszeć.
Droga była czteropasmowa, prawie w całości zakryta samochodami.
- Zostań tu – rzuciłam do Danielle. Nie chciałam narażać jej na niebezpieczeństwo.
Rozejrzałam się ponownie i korzystając z okazji, że pierwszy pas był pusty przeszłam go.
- KATE! – darłam się. Nic. Zero reakcji.
Byłam już na środku jezdni, gdy dziewczyna usłyszała mnie i podniosła zmęczone oczy. Uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie.
Starałam się jak najszybciej dostać się do niej, by zabrać ją do samochodu. Spuściłam ją na chwilę z oczu. Próbowałam jak najszybciej przedrzeć się przez sznur samochodów, który jak na złość się nasilał. Podniosłam wzrok, aby namierzyć dziewczynę i zmroziło mnie. Po karku przeszedł mi zimny dreszcz. Rozejrzałam się, ale jej nigdzie nie było. Gdzie mogło ją wciąć przez minutę? Spojrzałam za siebie, a tam Danielle nerwowo przechadzała się koło samochodu. Spojrzałam do przodu. Błądziłam oczami po całej szerokości chodnika, aż w końcu ją dojrzałam. Kate śmiała się i ruszyła w moim kierunku.
- Czekaj! CO TY ROBISZ? – krzyknęłam.
Wszystko działo się w przyspieszonym tempie. Zobaczyłam Kate, która zrobiła krok do przodu wchodząc tym samym na jezdnię. Ja pobiegłam do przodu wpadając przed samochód, który zahamował robiąc wkoło straszny hałas. Brunetka podniosła na mnie swoje duże oczy. Kierowca coś za mną krzyczał, ale wszystko działo się zbyt szybko bym mogła zrozumieć sens jego słów. Kate spojrzała w bok otwierając oczy z przerażenia. Ja zerwałam się jak najszybciej umiałam i wypchnęłam dziewczynę z jezdni wpadając wprost pod nadjeżdżający samochód.
----------------------------------------
KATE JEST MODELKĄ Z ROZDZIAŁU XI.
----------------------------------------
Planowałam dłuższe zakończenie, ale wpadłam na lepszy pomysł. Naprawdę dziękuje za wszystkie komentarze, które zostawiacie poniżej. Czytam każdy z nich i przy każdym się uśmiecham. Strasznie mi miło, że mój blog ma już ponad 5000 wyświetleń! Jeeeej! *taniec szczęścia Lou*. Pozdrawiam i zachęcam do dalszego czytania i komentowania. 
Postaram się, żeby w tym tygodniu pojawiła się jeszcze jedna notka, z uwagi, że ta nie należy do najdłuższych. Ale podoba mi się zakończenie, więc to zawsze jakiś plus. Pozdrawiam was z tych ostatnich dni wakacji. 
Zdjęcie jest po prostu piękne *.*

CZYTAM=KOMENTUJĘ


10 komentarzy:

  1. Nie musze ci chyba pisać że piszesz świetnie. Każdy ruch, uczucie opisujesz idelanie . Nie wiem gdzie ty się tego nauczyłaś ale byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała na mojego bloga i dodała swoją opinie : http://you-are-control-of-my-heart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ żeś się rozpisała :) na prawdę genialny. Gratuluję pomysłu :) czekam na kolejny :D
    @kurpiak

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że jednak pomiedzy Olivią, a Hazziątkiem wszystko okej, bo nie zniosłabym faktu, że on jej nienawidzi. A sorry, to nie Hazziątko, tylko BOBO. Hahhahahahahahahahahahahah ^^ O kurwa, dziewczyno, jak ja kocham te twoje teksty xd <3 Zawsze potrafisz mnie rozbawić. xd
    Ta końcówka. O Boże... Olivia zachowała sie na prawdę świetnie <3 Nie wiele osób, rzuciło by się pod samochód, chcąc uratowac kogoś innego. Ale szczerze mówiac, to chyba już jej trzeci, czy tam czwarty wypadek xd Cóż, dziewczyna ma pecha xd
    Czekam na następny, @LikeLaughNiall xx

    OdpowiedzUsuń
  4. nooo i to mi sie podoba , ale wolalabym zeby kate lezala pod kolami, nie oli :D. super <3 czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże o_O Ake sie zdygalam końca! Iiii wątek z Harrym jest genialny hahahhahahahhahahahhahahahhaahaahaa xd Jaaak zajebiście ze dodasz nastepny jeszcze w tym tygodniu,bede miala co czytac,fuck yea! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahahahahahaha xd z Harrym najlepsze xd i ten koniec o.O zaskakujesz mnie w każdym rozdziale . Mam nadzieję , że szybko dodasz następny .

    @natka_Horan_x

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tu przypadkiem i przyznam szczerze, że mnie wciągnęło *.* Szkoda, że to już prawie koniec T.T Akcja jest naprawdę niesamowita i zaskakująca... a Olivia postąpiła bardzo hmm... odważnie? Czekam na kolejną notkę... może kolejna część? xD
    Przy okazji zapraszam do siebie: http://when-i-see-stars.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. wszystkie rozdziały, które przeczytałam były świetne XD Oliwia zachowała się szlachetnie. ja bym się na to nie zdobyła. czekam na next XD
    ps. mam na tt nową nazwę @coomandoo

    OdpowiedzUsuń
  9. Oli zapalony lekarz w przyszłości - szlachta yea. świetny opis sytuacji Misiu :)

    OdpowiedzUsuń